Zaprojektowany do wykrywania detonacji jądrowych samolot Sił Powietrznych USA Boeing WC-135 przeprowadził lot na niskiej wysokości wzdłuż północnych wybrzeży Afryki. Pokonał odległość od Aleksandrii w Egipcie po Trypolis w Libii - to tam znajdują się rosyjskie bazy wojskowe.
Jak przekazał "Newsweek", zaledwie tydzień wcześniej ten sam samolot przeleciał wzdłuż Norwegii w pobliżu położonego w północno-zachodniej części Rosji Murmańska. Tam z kolei znajduje się baza rosyjskich okrętów podwodnych o napędzie atomowym i również mogących przenosić broń nuklearną.
Federacja Rosyjska posiada też kilka baz w tej części Afryki, którą obserwował w poniedziałek amerykański wykrywacz promieniowania jądrowego. U wybrzeży wschodniej Libii w Al-Chadim niedaleko Bengazi posiada bazę lotniczą, do której przerzuciła znaczną część sprzętu, którym dysponowała w Syrii, nim musiała się z niej wynieść po upadku w grudniu ubiegłego roku syryjskiego dyktatora Baszira Al-Asada.
Na tym aspiracje Rosjan się nie kończą. Kreml zabiega również o kompleks wojskowy, znany jako baza Gamala Abdela Nasera, który leży 32 km na południe od śródziemnomorskiego libijskiego miasta portowego Tobruk.
Natomiast w głębi Libii, w Sabha, stolicy południowo-zachodniego Fezzanu kontrolowanego przez gen. Chalifę Haftara, Rosja przy współpracy z Białorusią, chce zainstalować systemy rakietowe wymierzone w Europę, o czym informował w maju włoski dziennik internetowy "Agenzia Nova", powołując się na źródła libijskie.
Plan ich rozmieszczenia obecnie jest na zaawansowanym etapie. Sabha, która jest usytuowana blisko 900 km od Trypolisu i nieco ponad 1 tys. km od włoskiej wyspy Lampedusa, stanowi idealny punkt do atakowania europejskich celów rakietami średniego i dalekiego zasięgu.
Także na południu Libii, ale we wschodniej części kraju, w Matan al-Sarra, nieopodal granic Egiptu, Sudanu i Czadu Rosja przygotowuje kolejną bazę, która ma być przystankiem dla rosyjskich samolotów, lecących z najemnikami i zaopatrzeniem w rejony Afryki Zachodniej, gdzie działa Rosyjski Korpus Afrykański.
Jak zauważył włoski portal Itamilradar, misje amerykańskich samolotów wykrywających detonacje jądrowe są rzadkie, a wojsko amerykańskie - jak dotąd - nie opublikowało oficjalnego wyjaśnienia ich obecności, ani na dalekiej północy, ani na południu Europy. Mogą one mieć związek z rosyjskim zagrożeniem nuklearnym, co zasugerował portal Aerospaceglobalnews. Mogą też pełnić rolę nacisku na Kreml.
Tak jak informacja o tym, że prezydent Donald Trump wydał rozkaz przesunięcia amerykańskich atomowych okrętów podwodnych bliżej Rosji, choć nie sprecyzowano, czy chodziło o okręty o napędzie atomowym czy uzbrojone w broń jądrową.
Główne zadania WC-135R obejmują wykrywanie wybuchów jądrowych, monitorowanie przestrzegania traktatów o kontroli zbrojeń oraz badanie tzw. incydentów jądrowych. Urządzenia, w które wyposażone są te samoloty, mierzą pomiar skażenia radioaktywnego w powietrzu.
Według odczytów platformy EURDEP, która zbiera dane ze stacji monitorujących promieniowanie radioaktywne w całej Europie, poziom tego promieniowania jest w normie. Dane te jednak nie obejmują wybrzeża Afryki Północnej, na co zwrócił uwagę włoski portal.


