Najpierw w prawym silniku nastąpił "błysk", a potem Boeing 777 wylądował i rozpoczął awaryjne hamowanie - rosyjskie media opisują groźny incydent, do którego doszło na podmoskiewskim lotnisku Szeremietiewo. Na szczęście nikomu nic się nie stało i po kilku godzinach maszyna odleciała na Kubę.
- Po więcej informacji z Polski i ze świata zapraszamy na stronę główną RMF24.pl. Bądź na bieżąco!
We wtorek o godz. 8:12 czasu moskiewskiego na podmoskiewskim lotnisku Szeremietiewo doszło do groźnego incydentu.
Biuro prasowe portu lotniczego przekazało, że kapitan samolotu Boeing 777 linii lotniczych Nordwind Airlines przerwał procedurę startu.
Na pokładzie maszyny, która miała lecieć na kubańską wyspę Cayo Coco, znajdowało się wówczas 432 pasażerów i 21 członków załogi.
Choć informacja o "przerwaniu procedury startu" sama w sobie nie brzmi groźnie, to szczegóły incydentu mrożą krew w żyłach.
Telegramowy kanał "SHOT" poinformował, powołując się na relacje świadków, że zaraz po starcie w prawym silniku samolotu nastąpił "błysk", po czym Boeing 777 wylądował i rozpoczął awaryjne hamowanie.
Inny naoczny świadek powiedział państwowej telewizji Zvezda, że w prawym silniku nie było otwartego ognia. Słychać było huk, (było czuć) zauważalną utratę mocy - dodał.
Biuro prasowe lotniska przekazało, że nikt nie odniósł obrażeń. Maszyna została szybko odholowana z pasa startowego, a pasażerowie zostali przewiezieni do jednego z terminali. "Incydent nie miał wpływu na funkcjonowanie lotniska Szeremietiewo" - zaznaczono w komunikacie.
O godz. 14:50 czasu moskiewskiego, czyli nieco ponad 7 godzin po planowanym odlocie, maszyna wzbiła się w powietrze i leci na Kubę.


