Stan ciężki, stabilny, wciąż istnieje zagrożenie życia - takie są najnowsze informacje ws. dwulatka z Małopolski, którego wczoraj znaleziono na mrozie w głębokiej hipotermii. Temperatura ciała chłopca po przewiezieniu do krakowskiego szpitala dziecięcego w Prokocimiu wynosiła tylko 12 stopni.

Teraz - jak donosi reporter RMF FM Maciej Grzyb - lekarze powoli i stopniowo ogrzewają ciało malucha, wykorzystując sztuczne płucoserce. Nie jest to jednak jeszcze bezpieczny etap leczenia.

Podstawowym problemem nie jest sama kwestia podniesienia temperatury ciała dziecka. W tej chwili nie jesteśmy w stanie ocenić, czy doszło do uszkodzeń np. układu nerwowego - mówi naszemu reporterowi Magdalena Oberc ze szpitala dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. Podkreśla, że chłopiec jest pod opieką kilkunastoosobowego zespołu specjalistów - kardiologów i neurologów.

Nieoficjalnie: Babcia nigdy nie zamykała drzwi na klucz

Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w weekend w małopolskich Racławicach. W niedzielę rano zaginięcie dziecka zgłosiła babcia, pod której opieką był dwulatek. Na poszukiwanie chłopca wyruszyli policjanci i strażacy. Po godzinie odnaleźli go nad rzeką, 600 metrów od domu. Chłopiec miał na sobie tylko piżamę.

Funkcjonariusz, który go znalazł, pobiegł do najbliższego domu i tam, w ciepłym pomieszczeniu, rozpoczął reanimację. Wezwano pogotowie, które przewiozło malucha do szpitala w Prokocimiu.

Według ustaleń policji, w sobotni wieczór rodzice zostawili dwulatka pod opieką babci. Nie wiadomo, co stało się w nocy. Kobieta trafiła na oddział psychiatryczny i nie można jej na razie przesłuchać. Pod opieką psychologów są także rodzice chłopczyka.

Nasz reporter dowiedział się nieoficjalnie, że starsza kobieta nigdy nie zamykała drzwi wejściowych na klucz.

(edbie)