"Nie wiemy, jakie szkody powstały w narządach wewnętrznych. Mogę powiedzieć na tym etapie tyle, że wiemy, że jego narządy wewnętrzne mogły bardzo ucierpieć" - mówi prof. Janusz Skalski, kardiochirurg ze szpitala dziecięcego w Krakowie Prokocimiu. Do tej placówki trafił skrajnie wychłodzony dwulatek znaleziony na mrozie w małopolskich Racławicach. Chłopiec wyszedł z domu i przez kilka godzin przebywał na zewnątrz. Kiedy go znaleziono, temperatura jego ciała wynosiła zaledwie 12 stopni. "Przez kilka dni będzie podłączony do aparatury sztucznego płucoserca. Będziemy kontrolować wszystkie jego organy wewnętrzne i stan ogólny, który na tym etapie jest po prostu nie do określenia" - mówi prof. Skalski.

Maciej Grzyb: Ten chłopiec jest pod pana opieką. Jakim jest jego stan?

Prof. Janusz Skalski: Od dzisiejszego poranka trudno jest mówić o stanie, bo nie wiemy, jakie szkody powstały w narządach wewnętrznych. Mogę powiedzieć na tym etapie tyle, że wiemy, że jego narządy wewnętrzne mogły bardzo ucierpieć. Nie wiemy, co dzieje się w głowie, a w tej chwili trudno mówić o czuciu się, jego samopoczuciu, skoro dziecko jest podłączone do aparatury sztucznego płucoserca.

W tym momencie jego krew jest ogrzewana?

Ogrzewana była bardzo ostrożnie przez kilka godzin ostatnich i w tej chwili ciągle to dziecko nie jest jeszcze w pełni dogrzane i tak się normalnie postępuje. Przez pierwszą godzinę pozostawiliśmy go w temperaturze 12 stopni i w ogóle nie staraliśmy się dogrzewać dziecka, bo tak nie powinno się robić. Przede wszystkim od momentu, kiedy taką osobę się znajdzie, nie powinno się go ogrzewać. Trzeba pozostawić w tej temperatury, w jakiej jest, bo to jest najlepsza ochrona dla narządów wewnętrznych i dla mózgu przede wszystkim. Serce zaczęło pracować, ale to jest nie wszystko. Nerka zaczęła pracować, tym się cieszymy, ale naprawdę będziemy spokojniejsi, jeżeli przekonamy się, w jakim stanie jest ośrodkowy układ nerwowy. To jest niewiadoma i wręcz byłoby wielkim nietaktem w stosunku do rodziny, gdybyśmy się  pochopnie wypowiadali na ten temat. To jest wielkie nieszczęście dla rodziny, trzeba ich zrozumieć.

A jakie będzie jego dalsze leczenie?

Przez okres kilku dni będzie podłączony do aparatury sztucznego płucoserca. Będziemy kontrolować wszystkie jego organy wewnętrzne i stan ogólny, który na tym etapie jest po prostu nie do określenia.

Spotkał się już pan w swojej karierze z tak mocno wychłodzonym dzieckiem?

Tak, spotkałem się przed wielu laty. To były lata 80., kiedy dziecko wpadło do studzienki, wypełnionej wodą z lodem na Placu Bohaterów Getta w Krakowie. Minęła godzina, zanim dziecko trafiło do Instytutu Pediatrii w Prokocimiu. To dziecko było podobnie leczone jak to, chociaż były to inne lata, inny czas, inne sposoby leczenia, inna technika medyczna, to w podobnym stanie to dziecko wyprowadziliśmy wtedy. Tylko, że wtedy była to zaledwie godzina, czy niecała godzina.

Czyli to dziecko przeżyło?

A tym razem było kilka godzin, więc proszę się nie dziwić, że wszyscy są bardzo sceptyczni. Po prostu niewiele wiedzą i zgodnie z zasadami po prostu nie powinniśmy się wypowiadać co do losów dziecka, co do rokowania i co do jego aktualnego stanu, bo po prostu tego nie wiemy.