Ministerstwo Zdrowia nie zamierza odsunąć w czasie wprowadzenia ustawy refundacyjnej. Nowe przepisy wejdą w życie pierwszego stycznia i kropka - usłyszała w resorcie reporterka RMF FM Agnieszka Witkowicz. "Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy cokolwiek przesuwać" - mówi szefowa resortu Ewa Kopacz, choć do nowej ustawy jest cała długa lista zarzutów.

Zarzut 1: Nie ma rozporządzeń do ustawy

Resort zdrowia chce obalić ten argument - tłumacząc, że przecież powołano już Komisję Ekonomiczną, która ma negocjować ceny leków. To jedno rozporządzenie, a gdzie reszta? Ministerstwo tłumaczy, że jeszcze ma czas, by je przygotować, bo nowe przepisy wchodzą w życie dopiero w styczniu.

Zarzut 2: Negocjacje cen z firmami farmaceutycznymi zaczynają się dopiero w listopadzie - to zbyt późno, by wynegocjować korzystne dla pacjentów warunki i duże rabaty.

Pacjenci powinni się cieszyć, że rozmowy w ogóle ruszają w tym roku, bo były robocze plany, by zacząć je dopiero w styczniu. Nie dało się wcześniej, bo resort musiał zebrać i przetworzyć tony dokumentów, o które wystąpił do firm farmaceutycznych, chodziło między innymi o porównanie cen leków w różnych krajach. Teraz te tony dokumentów trzeba przetworzyć tak, by wyciągnąć z nich najważniejsze informacje, w które następnie będzie wyposażona Komisja Ekonomiczna w czasie negocjacji. Minister Ewa Kopacz nie przejmuje się tym, że na rozmowy zostało mało czasu. Departament polityki lekowej jest bardzo pracowity, nie liczy urzędniczych godzin pracy, pracuje do późnej nocy - zapewnia. Urzędnicy przekonują, że nawet jeśli nie uda się teraz wynegocjować rewelacyjnych warunków, to później, już w nowym roku będzie można wrócić do stołu, bo będzie łatwiej zmienić wykaz leków refundowanych.

Zarzut 3: NFZ nie będzie miał czasu na przygotowanie systemu informatycznego, by obsłużyć refundację na nowych zasadach.

Ministerstwo Zdrowia nie widzi powodu, by Fundusz zmieniał system, więc nie widzi też potrzeby rozpisania przetargu. Resort przekonuje, że NFZ spokojnie może korzystać z tego systemu, który już ma, ewentualnie nieco go zmodyfikować.

Zarzut 4: Po pierwszym stycznia niektóre leki zdrożeją o kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych; pacjenci będą musieli zmienić terapię.

Resort nie ukrywa, że chce skłonić pacjentów do korzystania z najtańszej terapii i zastępowania drogich leków produkowanych przez znane firmy tańszymi odpowiednikami. Nigdy nie jest tak, że jeżeli jakiś lek pod jakąś nazwą drożeje, to nie ma zamiennika, który jest go w stanie absolutnie skutecznie zastąpić, który nie byłby dla pacjenta najtańszy. Pojawienie się leków generycznych jest korzystne dla systemu, bo obniża koszty tego systemu, a pacjenci otrzymują pełnowartościowe leki. Oczywiście to od nich będzie zależało, który lek wybiorą, ale racjonalny wybór to wybrać lek tańszy - mówi Artur Fałek, dyrektor Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji w resorcie zdrowia.

Zarzut 5: Nie wszystkie leki mogą być zastąpione tańszymi odpowiednikami. U pacjentów po przeszczepach czy pacjentów z ciężkimi chorobami psychicznymi nagła zmiana terapii może mieć poważne konsekwencje.

Ten argument, przedstawiany przez wielu lekarzy to zdaniem ministerstwa bzdura. Resort nie widzi zagrożenia w przestawianiu chorych osób z oryginalnych leków immunosupresyjnych (stosowanych po przeszczepach) na ich tańsze kopie. Nie ma żadnej wątpliwości, że te leki działają tak jak leki, które były lekami oryginalnymi w czasach, gdy nie miały konkurencji - mówi Artur Fałek.

Wyraźnie widać, że resort zdrowia jest zdeterminowany, by ustawę wprowadzić za wszelką cenę, a pacjenci, którzy nie zgadzają się z argumentacją resortu będą musieli płacić więcej, jeśli będzie ich na to stać.