Były oficer SB, związany z aferą lustracyjną Zyty Gilowskiej, rok temu został skazany za wynoszenie tajnych akt z lubelskiego UOP. Jak dowiedział się reporter RMF, Witold W. dobrowolnie poddał się karze.

Mężczyznę skazał w ubiegłym roku Sąd Rejonowy w Lublinie. Wyrok jest prawomocny.

To właśnie Witold W., mąż przyjaciółki Zyty Gilowskiej, jest osobą, która miała - wg byłej wicepremier - wywołać aferę z jej teczką. Przeciwko niemu przez kilka lat toczył się utajniony proces sądowy. Mąż przyjaciółki byłej minister finansów był zamieszany w sprawę wynoszenia tajnych dokumentów z lubelskiego oddziału Urzędu Ochrony Państwa.

Śledztwo w sprawie wszczęto, gdy wiosną 1999 r. do lubelskiej redakcji "Gazety Wyborczej" trafiła paczka zawierająca kopie ściśle tajnych dokumentów Urzędu Ochrony Państwa. Nadawca przesyłki pozostał anonimowy.

W tych dokumentach, dotyczących lat 1992-96 – jak przyznaje w rozmowie z RMF FM dziennikarz "GW" Jacek Brzuszkiewicz – nie było nic na temat Zyty Gilowskiej. Znajdowały się tam dokumenty potwierdzające zwerbowanie informatorów, m.in. angielskiego informatora, który był biznesmenem w jednej ze spółek na terenie Lubelszczyzny i biznesmena z Białorusi. Tam nie było dokumentów potwierdzających, że chodzi o Zytę Gilowską - wyjaśnia.

Ale to oczywiście nie znaczy, że Witold W. dokumentów na temat Gilowskiej nie posiadał. Świadczą o tym przeszukania w domach oskarżonych – dodaje Jacek Brzuszkiewicz. U wszystkich funkcjonariuszy znaleziono masę skserowanych dokumentów, wynoszonych z Urzędu Ochrony Państwa. Prokuratura zakładała, że w ten sposób próbowano „ustrzelić” szefa lubelskiej delegatury UOP-u bądź też szukano haków na polityków. Zyta Gilowska w latach 1990-98 była wpływową radną urzędu miasta w Świdniku - przypomina Brzuskiewicz.

Proces w sprawie urzędników wynoszących dokumenty z UOP-u był tajny. Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek nie wyklucza, że sprawdzenie akt tego procesu może okazać się konieczne w śledztwie o szantaż lustracyjny Gilowskiej.

Cała sprawa z „teczką Gilowskiej” wygląda dziś jak lustracja sprowadzona do absurdu. Dlaczego? O tym w felietonie Tomasza Skorego: