Administracja prezydenta George'a Busha wciąż zwleka z decyzją w sprawie ewentualnego wysłania oddziałów USA do Liberii, gdzie wojna domowa pochłonęła już życie setek cywilnych ofiar. Wcześniej prezydent sugerował parokrotnie, że nie wyklucza takiej możliwości, co rozbudziło nadzieje wśród mieszkańców tego kraju.

Wczoraj sekretarz stanu Colin Powell twierdził, że rząd USA gotów jest pomóc operacji pokojowej, którą mają podjąć kraje afrykańskie, zrzeszone w ECOWAS, czyli organizacji wolnego handlu zachodniej części tego kontynentu.

Pytany przez dziennikarzy, czy administracja wyśle wojska do Liberii, szef amerykańskiej dyplomacji odpowiedział wymijająco, iż prezydent Bush obiecał pomóc afrykańskim siłom pokojowym i zastanowi się, co jeszcze należałoby zrobić.

Prezydent sugerował parokrotnie, że nie wyklucza interwencji militarnej USA, co rozbudziło nadzieje w Afryce. Uważa się tam, że Ameryka ma szczególne zobowiązania wobec Liberii, ponieważ kraj ten został założony w XIX wieku przez uwolnionych, murzyńskich niewolników z USA.

Na udział wojsk amerykańskich nalegał we wczorajszej rozmowie telefonicznej z Powellem sekretarz generalny ONZ Kofi Annan. Naciskają też na to organizacje humanitarne, podkreślając, że wojna domowa hamuje dostawy żywności do setek tysięcy ludzi w Liberii.

Nieoficjalnie wiadomo, że w ekipie Busha toczą się spory między Pentagonem a Departamentem Stanu na temat ewentualnego zaangażowania wojskowego w Liberii. Przeciwni temu są republikańscy konserwatyści w Kongresie, którzy uważają, że interwencja w Liberii jest zbyt ryzykowna w sytuacji toczących się stale walk w Iraku i zaangażowania wojskowego USA w innych regionach świata.

22:35