Ponad 600 cywilów zginęło w ciągu ostatnich kilku dni w stolicy Liberii, Monrowii, w walkach między wojskami rządowymi a rebeliantami – twierdzi minister obrony tego kraju Daniel Chea.

Pracownicy organizacji humanitarnych w Monrowii szacują, że ok. 100 cywilów zginęło od pocisków, które spadły na miasto podczas prób zdobycia dwóch kluczowe mostów w stolicy.

Ofiary to w większości uciekinierzy, którzy schronili się w dzielnicy dyplomatycznej. Jednak wczoraj spadły na nią dziesiątki pocisków. Co najmniej jeden z nich trafił w budynek ambasady USA.

Dziś w Senegalu mają się spotkać szefowie armii krajów Zachodniej Afryki, którzy będą rozmawiać o wysłaniu międzynarodowych sił pokojowych. Wraz ze wzrostem liczby ofiar rośnie bowiem presja na te kraje oraz na USA, aby dokonały interwencji zbrojnej w Liberii.

USA chcą, aby operacją wojskową kierowała Wspólnota Gospodarcza Krajów Afryki Zachodniej, nie wykluczają też, że wyślą do Liberii niewielki oddział, po tym jak kraj ten opuści prezydent Charles Taylor. Oskarżany o odpowiedzialność za konflikt i poszukiwany przez międzynarodowy trybunał Taylor zgodził się wyjechać, gdy przybędą żołnierze sił pokojowych.

13:35