Kierowca autobusu, który w czwartek przebił barierki i spadł z wiaduktu na trasie S8 w Warszawie, usłyszał zarzuty. Prokuratura potwierdziła również wcześniejsze doniesienia dziennikarzy RMF FM: mężczyzna prowadził miejski autobus, będąc pod wpływem amfetaminy.

Przypomnijmy, we wczesne czwartkowe popołudnie autobusem linii 186 jechało w kierunku Żoliborza w sumie 40 osób. Na moście Grota-Roweckiego przegubowy pojazd przebił barierki, przełamał się na pół, a jego przednia część - wraz z pasażerami - spadła z wysokości około pięciu metrów.

Zginęła pasażerka autobusu: to kobieta w wieku około 70 lat, zmarła, zanim na miejsce zdążyło przyjechać pogotowie.

Poszkodowane zostały w sumie 22 osoby: 17 z nich trafiło do stołecznych szpitali Bielańskiego, Praskiego, na Lindleya i na Solcu, a jedna do placówki w Grodzisku Mazowieckim.

W piątkowe popołudnie w szpitalach przebywały wciąż trzy osoby w stanie ciężkim i jedna w stanie bardzo ciężkim.

Pozostali ranni - po serii badań - zostali w większości zwolnieni do domów.

Śledztwo ws. czwartkowego wypadku prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie: dochodzenie dotyczy sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym, której następstwem jest śmierć człowieka.

Prowadził pod wpływem amfetaminy. Woreczek z narkotykiem miał ze sobą w autobusie

Dzisiaj dziennikarze RMF FM ustalili, że kierowca prowadził miejski autobus, będąc pod wpływem amfetaminy.

Mężczyźnie od razu po wypadku pobrano mocz do badań - i już to badanie wykazało śladowe ilości amfetaminy. 

Kierowcy pobrano również krew: podczas pierwszego policyjnego przesłuchania zeznał bowiem, że miał gorączkę i zażywał silne leki. Badania krwi również potwierdziły obecność narkotyków.

Co więcej - jak ustalił reporter RMF FM - podczas oględzin wraku autobusu znaleziono woreczek z proszkiem: znajdował się w pulpicie przed kierowcą. Badania potwierdziły, że była to amfetamina. 

Nasi dziennikarze ustalili ponadto, że cztery lata temu mężczyźnie odebrane zostało prawo jazdy: przekroczył wtedy limit punktów karnych.

Tomasz U. usłyszał zarzuty. Nie odpowiedział na pytanie, czy się do nich przyznaje

Późnym popołudniem stołeczna prokuratura poinformowała o postawieniu Tomaszowi U. zarzutów, potwierdzając równocześnie doniesienia dziennikarzy RMF FM o tym, że mężczyzna był w momencie wypadku pod wpływem amfetaminy.

"Mężczyzna usłyszał m.in. zarzut sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym, w wyniku której doszło do zgonu jednej z pasażerek, a także ciężkich obrażeń u czterech innych osób" - poinformowała rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Mirosława Chyr.

Jak zaznaczyła, w zarzucie uwzględniono, że w momencie wypadku Tomasz U. był pod wpływem amfetaminy. "Tak wynika z uzyskanej w dniu dzisiejszym opinii toksykologicznej" - wyjaśniła.

Zaznaczyła, że to ustalenie skutkowało zaostrzeniem kwalifikacji prawnej i podwyższeniem wymiaru potencjalnej kary.

Za spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym grozi do 12 lat więzienia. Jak zauważyła jednak rzeczniczka warszawskiej prokuratury: "Matematyka Kodeksu karnego stanowi, że możemy orzec maksymalnie nawet karę 15 lat pozbawienia wolności i ta kara w tym momencie realnie grozi podejrzanemu".

Tomasz U. usłyszał ponadto zarzut posiadania substancji psychotropowej w postaci amfetaminy.

"Zarzut ten odnosi się do amfetaminy, która została znaleziona w kabinie kierowcy, w kokpicie, pod portfelem z dokumentami kierowcy" - wyjaśniła prok. Chyr.

Za posiadanie substancji psychotropowej grozi do 3 lat więzienia.

Rzeczniczka warszawskiej prokuratury sprecyzowała, że przy mężczyźnie znaleziono mniej więcej pół grama amfetaminy.

"Nie możemy udzielić informacji, czy kierowca zażywał amfetaminę w trakcie jazdy, ponieważ nie dysponujemy jeszcze ustaleniami w tym zakresie. Po przeanalizowaniu wszelkich dostępnych nagrań będzie możliwe odnieść się do tej kwestii" - dodała.

Podała natomiast, że z opinii toksykologicznej wynika, że stężenie amfetaminy w organizmie Tomasza U. było wysokie.

Prokurator przekazała, że kierowca usłyszał zarzuty w szpitalu i odmówił odpowiedzi na pytanie, czy się do nich przyznaje.

"Wyjaśnił jedynie, że ‘urwał mu się film’ i niewiele pamięta z tego, co się działo. Pamięta jedynie tyle, że pomagał wyprowadzić jedną z pasażerek autobusu" - stwierdziła.

13 razy karany za wykroczenia. Śledczy sprawdzą, jak dostał pracę jako kierowca miejskiego autobusu

Prokurator podała również, że Tomasz U. był w okresie od listopada 2014 do maja 2018 roku 13 razy karany za wykroczenia w ruchu drogowym.

"Były to wykroczenia dot. przekroczenia prędkości, a także niestosowania się do znaków i sygnałów drogowych" - wyjaśniła.

Biorąc pod uwagę wszystkie te okoliczności, śledczy zamierzają zbadać, w jaki sposób mężczyzna dostał pracę jako kierowca miejskiego autobusu i czy jego kompetencje zostały wystarczająco wnikliwie sprawdzone.

"Uzyskaliśmy całość dokumentacji pracowniczej zarówno z ZDM, jak i od przewoźnika prywatnego, który zatrudniał kierowcę" - podsumowała prok. Chyr.