Handel informacjami o zgonach w łódzkim pogotowiu był działaniem na skalę masową - wynika z zeznań złożonych w sądzie przez byłych i obecnych pracowników pogotowia. Świadkowie po raz kolejny jako osobę kierującą tym procederem wskazali byłego dyspozytora Tomasza S.

S. w ciągu dwóch lat tylko od jednego zespołu karetki miał dostać niemal 100 tysięcy złotych od firm pogrzebowych – zeznał dziś jeden ze świadków. Przyznał także, że on sam w ciągu kilku lat przyjął co najmniej 30 tysięcy złotych; kwoty te – jak dodał – systematycznie rosły: od 400 do 1400 złotych. Opowiadał, że istniała rywalizacja między zakładami pogrzebowymi i między zespołami karetek.

Jak zaznaczył to właśnie S. miał go zaprosić do stacji pogotowia i powiedzieć mu, że jeżeli będzie "lojalny" wobec niego i będzie się z nim dzielił pieniędzmi za informacje o zgonach, to obaj „będą mieli dobrze”. Wskazał mu też konkretne zakłady pogrzebowe, którym miał przekazywać informacje.

Przyznał również, że Tomasz S. manipulował wyjazdami karetek - zdarzało się, iż jego zespół

jechał z odległego końca miasta, gdy w pobliżu zdarzenia znajdowały się specjalistyczne karetki. Według świadka, było to spowodowane chęcią zysku, a S. nie liczył się ze zdrowiem pacjentów. Posłuchaj relacji reportera RMF Marcina Lorenca:

Dodajmy, że łódzka prokuratura rozpoczęła też śledztwo w sprawie gróźb pod adresem świadków zeznających w sprawie handlu skórami.