Informacjami o zgonach handlowano w łódzkim pogotowiu już kilkanaście lat temu – powiedział podczas rozprawy b. sanitariusz Andrzej N., oskarżony m.in. o zabójstwo 4 pacjentów i przyjmowanie pieniędzy od zakładów pogrzebowych.

Pracowałem w pogotowiu przez 12 lat i już gdy zaczynałem, to słyszałem, że ten proceder trwał. Wszyscy chyba o tym wiedzieli, bo wiele osób brało pieniądze, a do siedziby pogotowia przyjeżdżali ludzie z zakładów pogrzebowych - powiedział N.

B. sanitariusz konsekwentnie utrzymuje, że nie zabijał pacjentów i odwołuje swoje wcześniejsze wyjaśnienia, którymi obciążył drugiego oskarżonego sanitariusza i jednego z lekarzy. Przyznaje się natomiast do brania pieniędzy od zakładów pogrzebowych i fałszowanie recept, dzięki którym pobierał pavulon - lek zwiotczający mięśnie, którym, zdaniem prokuratury, zabijano pacjentów.

W toku śledztwa N. przyznał się do zabijania pacjentów. Cały czas podkreśla, że składał takie zeznania pod silną presją, a prokurator oferował mu za to uniewinnienie lub złagodzenie kary, która groziła mu za fałszowanie recept i branie łapówek.

36-letni Andrzej N. i o dwa lata starszy Karol B. są oskarżeni o zabójstwo w sumie 5 pacjentów. Do zbrodni miało dojść w 2000 i 2001 r. Obok byłych sanitariuszy na ławie oskarżonych zasiadają również dwaj lekarze - 49-letni Janusz K. i 33-letni Paweł W., którzy odpowiadają za narażenie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci.

Cała czwórka jest też oskarżona o przyjęcie w ciągu kilku lat od 12 do ponad 70 tys. zł od firm pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach pacjentów. B. sanitariuszom grozi kara od 12 lat więzienia do dożywocia, a lekarzom do 10 lat pozbawienia wolności.