Kaliningrad, Gdańsk, okręt na Morzu Bałtyckim, a może Białoruś? Sporo kontrowersji budzi niedawna propozycja Moskwy, aby miejscem spotkania prezydentów Polski i Rosji była Białoruś - państwo izolowane przez nasz kraj, Unię Europejską i Stany Zjednoczone.

Taka propozycja na razie jest przyjmowana przez polską stronę negatywnie - władze Polski nie wyobrażają sobie, aby Mińsk był neutralnym miejscem rozmów prezydentów. Większość komentatorów sądzi, że propozycja Rosjan oznacza faktycznie próbę storpedowania polsko-rosyjskiego spotkania na szczycie.

To bardzo prawdopodobny scenariusz. Jeśli Władimir Putin proponuje Kaczyńskiemu Białoruś, to pewnie sądzi, że Kaczyński propozycję odrzuci. I raczej wszystko wskazuje, że tak się stanie. Polskie władze będą się bowiem obawiać, że Kreml wciągnie je w nieczystą grę, której celem miałaby być legitymizacja prezydenta Białorusi.

Ale może przy tej okazji warto postawić kilka pytań? A gdyby podjąć wyzwanie rzucone z Rosji i odpowiedzieć Putinowi: „dobrze, Białoruś - tak, ale nie Mińsk, tylko na przykład Grodno”? Na dodatek uzyskać zgodę Putina (i pośrednio Łukaszenki) na oficjalne spotkanie polskiego prezydenta z demokratyczną opozycją białoruską i Związkiem Polaków na Białorusi? A może jeszcze zażądać, aby w Grodnie pojawił się tylko Putin, w żadnym wypadku dyktator Białorusi Łukaszenka?

Wygląda na to, że Moskwa chce Polsce sprawić psikusa. Może zatem warto odpowiedzieć równie twardo? Zaznaczmy jednak, że przyjęcie propozycji Putina bez postawienia własnych warunków byłoby poważnym błędem.