Około 7 milionów zakażeń koronawirusem potwierdzono w Polsce od marca 2020 roku. W naszym kraju zmarło ponad 120 tysięcy osób chorujących na Covid-19. Właśnie dzisiaj, 11 marca, mija dokładnie pięć lat od ogłoszenia przez Światową Organizację Zdrowia pandemii koronawirusa. Także dzisiaj - w samo południe – odbyła się premiera filmu dziennikarzy RMF FM Kacpra Wróblewskiego i Michała Dobrołowicza "Gdyby nie pandemia". Współautorem jest także realizator audio i wideo RMF FM Jakub Rutka.

Film "Gdyby nie pandemia" koncentruje się z jednej strony na tym, co w Polsce i na świecie działo się dokładnie 5 lat temu - w marcu 2020 roku. Z drugiej strony rozmawiamy z lekarzami, przedsiębiorcami i politykami o tym, jakie ślady pandemii są wciąż wokół nas. I jak z perspektywy 5 lat można ocenić budzące emocje decyzje, które wtedy zapadały, na przykład te dotyczące lockdownów.

Wiceminister zdrowia: Mówili nam, że obostrzenia są absurdalne

Ówczesny wiceminister zdrowia Waldemar Kraska wspomina w filmie "Gdyby nie pandemia", jakie były kulisy decyzji o obostrzeniach. 

Słynna decyzja o zamknięciu cmentarzy 1 listopada 2020 roku była bardzo trudna. Ona zapadła w ostatniej chwili, ludzie nie byli przygotowani. Gdyby cmentarze pozostały wtedy otwarte, na pewno nasiliłoby to ryzyko infekcji. Uznaliśmy, że 1 listopada to szczególny dzień dla Polaków, gdy kontaktów jest wiele. Słyszeliśmy dziesiątki pytań "Po co te lockdowny? Kto ma przeżyć, ten przeżyje". Z mojego punktu widzenia jako lekarza, nieważne, czy mamy 5 lat, czy mamy 95 lat, mamy takie samo prawo do opieki zdrowotnej, takie samo prawo do życia. Z perspektywy mojej wiedzy medycznej lockdowny były potrzebne - podkreśla Waldemar Kraska. 

Wiele osób jako absurdalne ocenia decyzje o zamknięciu lasów wiosną 2020 roku. Nam chodziło głównie o parkingi, które były okupowane i tam ludzie się spotykali. Z perspektywy czasu widać, że ta decyzja była trochę na wyrost i dzisiaj pewnie inaczej do tego podchodzilibyśmy. Do tej pory wypominane mi są obostrzenia w kościołach. W pewnym momencie wycofana była woda święcona. My opieraliśmy się na zaleceniach epidemiologów. Chcieliśmy przecinać drogi infekcji. Staraliśmy się chronić seniorów. Dlatego wprowadziliśmy "Godziny dla seniorów" w sklepach - tłumaczy były wiceminister zdrowia.

"Pandemia jako zbiorowa lekcja psychiatrii"

Miałem wrażenie, że pandemia to wielka, zbiorowa lekcja psychiatrii. Przed pandemią były osoby ze zdefiniowanymi zaburzeniami psychicznymi. Pozostała część społeczeństwa to osoby, które trzeba było edukować w zakresie zaburzeń lękowych czy depresyjnych. Aż tu nagle strach i lęk stały się udziałem niemal wszystkich i wszyscy mogli to przeżyć na własnej skórze - dodaje psychiatra profesor Sławomir Murawiec.

Mówimy, że pandemia się skończyła, lecz wciąż mamy okres infekcji. Mamy dużo zachorowań na grypę, dużo zakażeń RSV. Gdy mówimy o pacjencie popandemicznym, widzimy pacjentów z zaburzeniami lękowymi, depresją, pacjentów, u którego możemy zdiagnozować większą amplitudę strachu. Pacjenci boją się utraty pracy, boją się infekcji, boją się o swoich bliskich. Pół żartem, pół serio, możemy powiedzieć, że pacjent po pandemii jest bardziej leniwy, przyzwyczaił się, że wiele rzeczy może załatwić zdalnie, siedząc w domu, przez komputer. To zniechęca naszego pacjenta do wyjścia - opisuje prof. Filip M. Szymański, prezes Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych, dziekan Wydziału Medycznego Collegium Medicum Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Z filmu "Gdyby nie pandemia" można dowiedzieć się też o tym, czym jest zespół Long-Covid oraz Post-Covid, czyli objawy, które mogą utrzymywać się po przechorowaniu Covid-19.

Lekarze w Bergamo: Towarzyszy nam frustracja

Czasami wydaje mi się, że pandemia Covid-19 jest dawno za nami. Innym razem, wydaje mi się, że pandemia cały czas czyha na nas, tuż za rogiem. Główne uczucie, które towarzyszyło nam 5 lat temu, to poczucie kompletnego nieprzygotowania: naukowego, organizacyjnego. To był dla nas traumatyczny czas. Po 5 latach, towarzyszymy nam frustracja. Jesteśmy sfrustrowani, bo podejście instytucji, ludzi, systemu nie zmieniło się. Nie stworzyliśmy zintegrowanej opieki zdrowotnej. Nie wyciągnęliśmy wniosków i nie wykorzystaliśmy lekcji, jaka powinna płynąć z pandemii - przyznaje prof. Stefano Fagiuoli, dyrektor medyczny Szpitala Papa Giovanni XXIII w Bergamo, we włoskim regionie Lombardia. To miasto 5 lat temu stało się europejskim centrum zakażeń koronawirusem.

O tym, że Bergamo stało się epicentrum pandemii, zdecydowało wiele czynników. Głównym powodem mogła być lokalizacja, sposób położenia miasta, między dwiema wąskimi i mocno zaludnionymi dolinami. Tutaj miesza i spotyka się wiele osób, odbywa się wymiana handlowa, jest ruch biznesowy. W Bergamo działa trzecie co do wielkości lotnisko we Włoszech. Kilka dni przed wybuchem pandemii odbył się ważny mecz piłkarski. Atalanta Bergamo grała z Valencią. Około 50-60 tysięcy osób było na trybunach. Na tym meczu była 12-osobowa grupa lekarzy z naszego szpitala. 11 spośród nich zachorowało zaraz potem na Covid-19. Wszystkie te warunki - od ruchu biznesowego, przez zgromadzenia sportowe aż po położenie Bergamo - sprawiły, że wirus mógł się łatwo rozprzestrzeniać. Wiele czynników sprzyjało pandemii. Znam miasta w okolicy, w których można było nad tym zdecydowanie łatwiej zapanować i odciąć je od tak intensywnych kontaktów - opisuje prof. Stefano Fagiuoli, dyrektor medyczny Szpitala Papa Giovanni XXIII w Bergamo.

Zamknięte teatry, restauracje

W filmie dziennikarze RMF oddali także głos tym, którzy z dnia na dzień musieli zamknąć swoje biznesy czy nie mogli wykonywać swojego zawodu. Wszystkie instytucje kultury przestały funkcjonować 

Kiedy był całkowity lockdown, to pojawiła się idea transmisji online. Rzeczywiście ludzie kupowali te bilety na przedstawienia w internecie. To było niesamowite. To doświadczenie było trudne dla aktorów. Granie do pustej widowni jest po prostu beznadziejne. Z kolei filmowo było różnie. Były produkcje, które nie przejmowały się tym, że jest pandemia i pracowały, ale ta praca była też przerywana. Jeśli jakiś aktor zachorował, to wszyscy musieli czekać, aż wróci na plan - wspomina aktorka Grażyna Wolszczak, dyrektor teatru Garnizon Sztuki w Warszawie. 

Przez wiele miesięcy zamknięte były także restauracje. 

Pomyślałam sobie, że w sumie fajnie: odpoczniemy razem z załogą, posprzątamy restaurację. Po 2 tygodniach zapaliła się czerwona lampka. Coś jest nie tak i musimy działać, bo nie zapowiada się, że to się szybko skończy. Gości nie ma, z czynszu nas nikt przecież nie zwolni. Przed pandemią mieliśmy gości z daleka, a po wybuchu pandemii musieliśmy dotrzeć do mieszkańców. Mielonego czy schabowego każdy zrobi sobie w domu. Więc postanowiliśmy dowozić pod drzwi makarony, pizzę czy burgery. Mimo że restauracja istnieje od wielu lat, w styczniu 2020 roku założyłyśmy z córką spółkę, więc żadna covidowa tarcza nam nie przysługiwała - wspominają Dorota i Ola, właścicielki restauracji "Ziemia Brańska".

"Lekcje zdalne nie były wcale takie fajne"

Pandemia oznaczała także wiele miesięcy nauki zdalnej. Uczniowie i studenci przez internet musieli brać udział w lekcjach i zajęciach. 

W latach pandemii to było jedno, wielkie rozdawanie dyplomów. Wszystkim, nieważne za co. Jeśli chodzi o zdalne zajęcia, to było wiele problemów. Na przykład pół godziny starszy profesor próbował włączyć prezentację multimedialną. Pytał: czy go słychać, czy go widać. Wiele osób oblewało u niego zajęcia, bo ich nie widział na kamerkach. Według niego jeśli na ekranie pojawiło się dziewięć kamerek, to obecnych było dziewięć osób - wspomina Kacper, który w trakcie pandemii był w trakcie studiów. 

Lekcje zdalne nie były wcale takie fajne. Przede wszystkim zaczęło nam brakować kontaktów międzyludzkich w momencie, gdy zostaliśmy zamknięci w domach. Był moment, kiedy dostawialiśmy świra. Baliśmy się. Wtedy ta euforia z samego początku o odwołanych zajęcia opadła - przyznaje Amelia, która w trakcie pandemii uczyła się w liceum.

Opracowanie: