"Reparacje wojenne są kontrowersyjnym tematem, także ze względów politycznych. I nieważne, o jakim kraju czy krajach mówimy. Politycy używają ofiar konfliktów dla swoich korzyści - zbierają jakby punkty w oczach różnych odbiorców. To obłudne zachowanie, bo ofiary konfliktów najpierw stają się ofiarami, a potem przedmiotem targu. Bez względu na to, czy faktycznie otrzymają odszkodowanie, czy tylko pomogą danemu rządowi utrzymać się przy władzy" – mówi w rozmowie z RMF FM dr Luke Moffett z Queen's University Belfast, którego głównym obszarem badawczym są reparacje wojenne. "Z drugiej strony ofiary mają swoje potrzeby, a kodeks międzynarodowy wyraźnie stwierdza, że mają prawo do reparacji" – dodaje.

Bogdan Frymorgen, RMF FM: Jaką rolę w historii odegrały reperacje wojenne?

Dr Luke Moffett, Queen's University Belfast: To sposób na rozwiązanie sporów wynikających po zakończeniu konfliktu, w którym doszło do utraty mienia, terytorium, i w którym zginęli ludzie. Historycznie rzecz biorąc, reperacje wypłaca się od tysiąca lat, ale szczególnie w ciągu ostatniego wieku. Ponad sto lat temu Stały Trybunał Sprawiedliwości Międzynarodowej ustanowił klauzulę, która stwierdza, że jeśli dochodzi do konfliktu, to państwo jest odpowiedzialne za wypłacanie odszkodowań i to ono ma zadośćuczynić ludziom, którzy ucierpieli w wyniku działań wojennych. W ciągu ostatniego wieku różne reparacje wojenne zostały zrealizowane, ale ich podstawą było zawarcie politycznego porozumienia między dwoma państwami.

Jak łatwo ponownie otworzyć kwestie reparacji, jeśli - jak jest w przypadku Polski - została ona załatwiona właśnie na podstawie politycznej ugody?

Indywidualne osoby praktycznie nie mają szans wnosić takich pozwów przeciwko państwu. W 2012 roku Trybunał wykluczył zasadność takich wniosków, które złożyli obywatele Włoch przeciwko państwu niemieckiemu, a którzy ucierpieli w wyniku II wojny światowej. Rząd Włoch także podpisał polityczną ugodę i pieniądze zostały wypłacone, ale nie wszystkie ofiary nazistowskich zbrodni z tego skorzystały. Prawo międzynarodowe zakłada, że porozumienie między państwami może ustalić dowolny poziom reparacji wojennych - to sprawa między stronami. Mogą one na przykład ustalić, że wypłacone reparacje nie będą w pełni odzwierciedlać poniesionych strat, a to uniemożliwia już indywidualnym osobom dochodzenie swych roszczeń. To jest jedna z podstawowych zasad prawa międzynarodowego - jednostki nie mogą zaskarżać obcego państwa w sądach własnego kraju, ponieważ to podważałoby umocowanie rządu do zawierania międzynarodowych umów.

Czy więc Polsce udałoby się otworzyć sprawę reparacji wojennych, gdyby zdecydowała się odnieść do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości?

To byłoby bardzo trudne, wręcz niemożliwe. Zakładam bowiem, że Niemcy nie zgodziliby się na rozpatrzenie tej sprawy w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości. A zostały przecież podpisane porozumienia. Bardzo często po zakończonych konfliktach kraje dochodzą do politycznej ugody, która staje się podstawą do stworzenia nowego prawa. Tak też się stało po II wojnie światowej w kontekście ofiar Holokaustu - takie porozumienia zostały podpisane z grupami reprezentującymi ofiary. To nie była jednak droga prawna, lecz polityczna. Były sprawy wnoszone w szwajcarskich i amerykańskich sądach, ale bezskutecznie. Chodzi o szwajcarskie banki i amerykańskie firmy ubezpieczeniowe. Te sprawy z góry skazane były na niepowodzenie, ale wywarły polityczną presję na władze Niemiec. Generowanie politycznej presji ma większe szanse powodzenia niż podejmowanie kroków prawnych.

A jakie jest pana zdanie na temat intencji polskiego rządu, który zapowiada otwarcie kwestii reparacji wojennych otrzymanych po II wojnie światowej od Niemiec?

Wszyscy w Europie jesteśmy sąsiadami. Warto zadać sobie pytanie, czy te roszczenia są na tyle ważne, by zburzyć dotychczasową współpracę. Włoski Trybunał Konstytucyjny postanowił, że ofiary nazizmu mogą składać sprawy przeciwko Niemcom we włoskich sądach. Ale w międzyczasie utworzył specjalny fundusz dla ludzi pokrzywdzonych. Wszyscy są już w podeszłym wieku, więc prawdopodobnie nie doczekaliby się pieniędzy z innych źródeł. Lepsze jest to, niż czekanie w nadziei, że reparacje nadejdą z Niemiec. Włosi zrobili to w celu zachowania dobrych stosunków z Niemcami wewnątrz Unii Europejskiej. Włosi nie mogą zaskarżać Niemiec jako państwa, ale mogą otrzymać przynajmniej jakieś zadośćuczynienie.

Czy polskie roszczenia mogą być też interpretowane w kategorii ukłonu wobec elektoratu?

Reparacje wojenne są kontrowersyjnym tematem, także ze względów politycznych. I nieważne, o jakim kraju czy krajach mówimy. Politycy używają ofiar konfliktów dla swoich korzyści - zbierają jakby punkty w oczach różnych odbiorców. To obłudne zachowanie, bo ofiary konfliktów najpierw stają się ofiarami, a potem przedmiotem targu. Bez względu na to, czy faktycznie otrzymają odszkodowanie, czy tylko pomogą danemu rządowi utrzymać się przy władzy. Spotykamy się z tym na całym świecie: w Ugandzie, Kolumbii czy Irlandii Północnej. Także w Korei i Japonii, jeśli mówimy o stratach poniesionych w wyniku II wojny światowej. A to z kolei zaburza stosunki międzynarodowe. Z drugiej strony ofiary mają swoje potrzeby, a kodeks międzynarodowy wyraźnie stwierdza, że mają prawo do reparacji. Ostatecznie to ich własne rządy powinny zapewnić im dostęp do takich funduszy, a nie starać się o nie okrężną drogą, kierując indywidualne osoby na drogę sądową, co nie ma żadnego wpływu na decyzje drugiego państwa. Jeżeli rządy państw naprawdę chcą pomóc ofiarom II wojny światowej, mogą to zrobić same, bez angażowania Niemiec.