Szansą na to, by zapobiec takim kataklizmom, do jakich dochodzi ostatnio zarówno w Polsce jak i u naszych południowych sąsiadów są specjalne systemy monitorowania np. poziomu wody w rzekach. Taki system po powodzi sprzed 12 lat powstał w Czechach. U nas niestety nadal go nie ma.

Przepaść między metodą kontrolowania poziomu wody u naszych sąsiadów i u nas jest kolosalna. W czeskich rzekach zamontowano elektroniczne czujniki. Dzięki temu pomiar poziomu wody uzyskuje się tam od razu i na dodatek od razu można go zobaczyć w Internecie:

Polski sposób wygląda następująco. Wskaźnik zainstalowany obok mostu. Dwa razy dziennie, specjalnie zatrudniony do tego człowiek, odczytuje poziom wody a odczyt wysyła do Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Wszystko za 150 złotych miesięcznie. To sprawia, że w czasach największego powodziowego ryzyka, kiedy tak ważne jest ostrzeganie, dane o poziomach rzek u nas aktualizowane są trzy godziny. Czesi robią to co 15 minut.