George W. Bush rozszerzył amerykańską doktrynę wojny z terroryzmem – pisze opiniotwórczy dziennik „The New York Times”, komentując orędzie prezydenta USA o stanie państwa. Amerykańska strategia obejmuje teraz nie tylko kraje, które udzielają schronienia terrorystom, ale także te, które Stany Zjednoczone podejrzewają o prace nad budową broni masowego rażenia.

Gazeta pisze, że prezydent Bush przedstawił wizję niezwykle ambitnej kampanii dyplomatycznej, a być może także militarnej przeciwko szeroko pojętemu terroryzmowi. Miałaby ona powstrzymać Koree Północną, Iran a przede wszystkim Irak przed wejściem w posiadanie broni nuklearnej. Bush chce zmusić też te państwa do zaprzestania prowadzenia badań nad rozwojem broni biologicznej i chemicznej (według ekspertów, Iran, Irak i Korea Północna mają spore arsenały broni typu B i C). Co więcej, prezydent dał też do zrozumienia, że niebezpieczeństwo jest tak poważne, iż nie można wykluczyć prewencyjnego uderzenia USA. „Czas nie działa na korzyść Ameryki” – podkreślił prezydent Bush. „The New York Times” zauważa też, że amerykański przywódca nie używał już znanego z czasów Billa Clintona (poprzedniego prezydenta) określenia „wrogie państwa”. Opisał je natomiast jako „wcielenie zła”.

W orędziu nie było bezpośrednio wzmianki o możliwości przeprowadzenia akcji wojskowej, co wynika – zdaniem gazety – z faktu, iż w samej administracji wciąż nie ma zgody co do jej przeprowadzenia (za militarną operacją przeciwko Irakowi optuje np. Paul Wolfwowitz, wiceszef Departamentu Obrony, przeciwko jest sekretarz obrony, Donald Rumsfeld). Słowa prezydenta sugerowały jednak, że przychyla się raczej do zdania, że trzeba działać szybko i zdecydowanie. Co prawda, nie wiadomo jak taka operacja miałaby wyglądać, to nie ma jednak wątpliwości, że jej cele są szersze niż dotychczas.

foto RMF

13:55