Prezydent George W. Bush podjął decyzje o wprowadzeniu ceł na większość produktów stalowych. Mają one pomóc amerykańskim producentom stali w ocaleniu miejsc pracy. Taki protekcjonizm jest przecież sprzeczna z deklaracjami Busha i władz amerykańskich o popieraniu wolnego handlu.

Za taką decyzją stoi potężne lobby stalowe, które dzięki swoim wpływom może zmieniać wyniki wyborów, tak do Kongresu jak i prezydenckich. Decyzja Busha są wynikiem kompromisu między oczekiwaniami tej branży a opiniami przeciwników takich posunięć. Oponenci ostrzegali, że takie działanie może przynieść więcej szkody niż pożytku i to zarówno na wewnętrznym, jak i międzynarodowym rynku. Przykładowo może zlikwidować miejsca pracy w dziedzinach przemysłu, które dotychczas korzystały z taniej stali. Cła Busha są i tak niższe niż 40-procentowe proponowane przez producentów stali i nie dotyczą wszystkich jej rodzajów. Przewidywane są również wyjątki dla niektórych krajów. Cłami nie zostaną objęte: Meksyk i Kanada - związane z USA układem o wolnym handlu NAFTA. Cła nie zostaną podniesione także na stal z Argentyny, Tajlandii i Turcji. Jak się ocenia, poza zasięgiem znajdzie się ponad 30% importu, co znacząco obniża skuteczność tych poczynań.

Przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi ostrzegł Stany Zjednoczone, że spodziewane podniesienie ceł na import stali doprowadzi do wojny handlowej między Unią Europejską a Ameryką. W liście do prezydenta Busha Prodi podkreślił, że podnoszenie ceł to działanie całkowicie sprzeczne z planami liberalizacji handlu światowego.

16:25