Wrocławski sąd aresztował na trzy miesiące dwóch Polaków podejrzanych o podkładanie ładunków wybuchowych w sklepach IKEA w Europie. Przestępcy żądali 6 milionów euro od zarządu firmy. W sumie mężczyźni doprowadzili do sześciu eksplozji. Teraz grozi im do 10 lat więzienia.

Na tym etapie śledztwa nie mogę powiedzieć, czy mężczyźni przyznają się do zarzucanych im czynów. Złożyli obszerne wyjaśnienia - mówił Wiesław Bilski z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu.

Prokuratura postawiła Polakom zarzuty wymuszenia rozbójniczego i sprowadzenia zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób. Zatrzymani to dwaj 39-latkowie: Adam K. i Mikołaj G. Przestępcy przez ostatnie miesiące przebywali na terenie ukrytej w Borach Tucholskich posesji. Tam właśnie zatrzymała ich grupa policjantów.

W akcję zaangażowanych było kilkuset policjantów z CBŚ. Przestępcy po ostatniej, nieudanej próbie detonacji w Pradze zażądali okupu od kierownictwa IKEI. Funkcjonariusze odkryli, że korespondencja do Szwecji jest kierowana z terenu Polski i po nitce do kłębka namierzyli dwóch mężczyzn.

Komendant główny policji gen. Andrzej Matejuk wyjaśnił, że mężczyźni starali się działać w państwach oddalonych od Polski, aby wybuchów nie dało się powiązać z naszym krajem i tym samym nimi samymi. Dodał, że sprawcy byli dobrze przygotowali. Prawdopodobnie ładunki konstruowali w krajach, gdzie chcieli je podłożyć. Używali masek lateksowych i peruk, aby nie można ich było zidentyfikować. Po pierwszych czterech detonacjach nie kontaktowali się ze sklepem, nie wysuwali żądań.

Początkowo poszczególne państwa, w których dochodziło do wybuchów traktowały sprawę jako pojedyncze przypadki. Zwłaszcza, że po nich sprawcy nie kontaktowali się z IKEA, nie wysuwali żadnych roszczeń. Dopiero z czasem sprawy zostały połączone - mówił Matejuk.

Mężczyźni od maja do września w kilku krajach europejskich m.in. Francji, Belgii, Niemczech i Czechach podkładali ładunki wybuchowe w sklepach IKEA. Początkowo ładunki były o niewielkiej sile rażenia. Z czasem dochodziło do eskalacji i wybuchy były coraz silniejsze. Przedostatni wybuch w niemieckim Dreźnie ranił niegroźnie kilka osób.

Policja na razie nie jest w stanie wytłumaczyć dlaczego mężczyźni zdecydowali się szantażować akurat tę sieć handlową. Najprawdopodobniej wybór był przypadkowy - mówią policjanci. Chodziło po prostu o międzynarodową sieć sklepów, by mieć pewność, że będzie ją stać na zapłacenie tak wysokiego okupu - powiedział dyrektor Centralnego Biura Śledczego.

Przestępcy próbowali szantażu, bo popadli w olbrzymie długi. Jeden z nich miał wcześniej firmę deweloperską, która narobiła wielomilionowych długów. Mieli po prostu nóż na gardle i musieli zdobyć pieniądze - tłumaczą policjanci.