Gliwicka prokuratura ujawniła wczoraj wyniki trzydniowego śledztwa w sprawie wypadków w kopalni „Bielszowice”. W poniedziałek kilkunastu górników poparzył tam płonący metan. Stan 13 rannych nadal jest ciężki.

Prokuratura potwierdza na razie, że dozór kopalni zataił wypadek, który wydarzył się kilkadziesiąt godzin wcześniej. Rzekomym powodem zranienia trzech górników miała być gorąca woda. Prawdziwym okazał się również zapłon metanu.

Wkrótce zostanie postawiony zarzut poświadczenia nieprawdy. Wiadomo, że notatkę o niedzielnym wypadku pisał sztygar zmianowy. Pewne jest, że kopalnia zataiła ten wypadek, a to mogło mieć związek z poparzeniem kilkunastu górników dzień później. I zatajenie jest karalne i sfałszowanie, czyli poświadczenie nieprawdy - mówi szef Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Jan Maniara. Grozi za to do 3 lat więzienia.

Śledztwo jest prowadzone w kilku kierunkach. Prokuratura bada naruszenie praw pracowniczych, poświadczenie nieprawdy w dokumencie, powstanie zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób - wylicza prokurator Maniara.

Wiadomo, że kopalnia zataiła wypadek, który wydarzył się w maju ubiegłego roku. Wówczas ranny został górnik strzałowy. Tu zarzuty już postawiono osobom z dozoru.

Wczoraj z pracą pożegnał się główny inżynier z „Bielszowic”. Zarząd kompanii zarzucił mu rażące uchybienia w pełnieniu obowiązków.

Foto: Archiwum RMF

06:40