To był piorun – dochodzenie w sprawie katastrofy Airbusa A 340, potwierdza wcześniejsze domysły. Maszyna zapaliła się wczoraj późnym wieczorem naszego czasu podczas lądowania w Toronto.

Na kanadyjskim lotnisku wciąż dopalają się szczątki samolotu. Jednak prowadzący dochodzenie potwierdzają wcześniejsze domysły. O uderzeniu pioruna mówią także pasażerowie i świadkowie katastrofy. Niektórzy podróżni twierdzą, że na chwilę przed lądowaniem w samolocie awarii uległa instalacja elektryczna, być może stało się to po uderzeniu błyskawicy.

Samolot zatrzymał się około 200 metrów za pasem. Ekipy ratunkowe natychmiast przystąpiły do działania. Pasażerowie zostali ewakuowani. Potem na pokładzie maszyny wybuchł pożar, który poważnie zniszczył samolot - mówił Steve Shaw, rzecznik lotniska w Toronto. Do szpitali trafiły 43 osoby.

Kanadyjski minister transportu oświadczył, że ocalenie wszystkich, którzy byli na pokładzie, uważa za cud. Airbus A340 lata od 14 lat, to był pierwszy wypadek maszyny z udziałem pasażerów.