Mieszkańcy Świnoujścia odetchnęli z ulgą. Policja zatrzymała mężczyznę podejrzanego o serię gwałtów i morderstwo. Tomasz W. po raz pierwszy zaatakował w 1996 roku. Na początku nie wiązano poszczególnych gwałtów ze sobą, ale kiedy pojawiły się dowody, że ich sprawcą jest ten sam mężczyzna powołano specjalną grupę operacyjną.

To była żmudna praca - tak o ponadrocznym śledztwie mówi policja. Ale udało się i to kolejny przykład, że nie ma zbrodni doskonałej. Wszystko zaczęło się od wytypowania 14 tysięcy podejrzanych mężczyzn. Później krąg zawężono do 500 i ci mężczyźni musieli już oddać policji próbki swojej krwi lub śliny. Zdecydowana większość zrobiła to dobrowolnie żeby oddalić podejrzenia wobec siebie. Wobec pozostałych policja stosowała pracę operacyjną. Znaczy to, że do badania potrzeba niewielkich ilości materiału porównawczego, np. ustnik, w który ktoś dmuchał i na którym została nawet niewielka ilość śliny. Tomasz W. był bardzo zaskoczony skąd policja ma jego próbkę DNA. Mógł to być ustnik od alkotestu lub zwykły plastikowy widelec wyrzucony do kosza po posiłku. Próbka DNA zatrzymanego zgodziła się z próbkami śladów skóry i włosów znalezionych pod paznokciami zgwałconej i zamordowanej dziewczyny oraz przy innych ofiarach. Teraz potwierdzenie kodu genetycznego może być wystarczającym dowodem w sprawie przeciwko gwałcicielowi. Podejrzanemu Tomaszowi W grozi nawet dożywocie.

zdjęcia operacyjne policji

12:25