W potężne demonstracje zamieniły się wczoraj pogrzeby 7 Palestyńczyków zabitych wczoraj podczas starć z armią izraelską. W kondukcie pogrzebowym w Nablusie na Zachodnim Brzegu wzięło udział ponad 40 tysięcy osób.

Wielu uczestników pochodu przyniosło ze sobą broń. Strzelali oni w powietrze i wzywali do zemsty na Izraelu. "Marsz jest przesłaniem dla świata, oznaczającym, że nasze powstanie będzie trwało dopóki nie odzyskamy naszej ziemi i nie skończy się izraelska okupacja" - powiedział Ali Faraj, jeden czołowych działaczy ugrupowania Jasera Arafata - Fatah. W innym mieście, Ramallah odbył się pogrzeb 21-latka, który zginął w piątek oraz mężczyzny, który zmarł w sobotę w nocy wskutek ran odniesionych na początku tygodnia podczas ataku śmigłowców izraelskich na miasto. Po uroczystościach pogrzebowych około tysiąca osób ruszyło na izraelski posterunek wojskowy. W celu rozproszenia tłumu żołnierze użyli gazów łzawiących. Sześć pochowanych dziś osób zginęło w czasie piątkowych demonstracji z okazji palestyńskiego "Dnia Ziemi" obchodzonego w 25 rocznicę śmierci sześciu Arabów, którzy ponieśli śmierć z rąk izraelskich 30 marca 1976 r. podczas demonstracji przeciwko konfiskacie ziem palestyńskich w Galilei.

foto EPA

00:00