"Francja i Włochy zrobią wszystko, by ochronić, wzmocnić i ustabilizować strefę euro" - zapewnia prezydent Francji Francois Hollande. Dziś w Paryżu odbyło się jego pilne antykryzysowe spotkanie z premierem Mario Montim.

Hollande zasugerował, że chce szeroko zakrojonej interwencji Europejskiego Banku Centralnego (EBC), by położyć kres kryzysowi w eurolandzie. Nie sprecyzował jednak, na czym miałaby ona konkretnie polegać. Według wielu ekspertów, są teoretycznie dwie możliwości - albo EBC zacznie masowo skupować obligacje bankrutujących państw, albo ogłosi wielkie drukowanie pieniędzy. To drugie rozwiązanie groziłoby jednak inflacją i nie zgodziłyby się na to Niemcy. Możliwe jest więc masowe skupowanie obligacji n.p. Hiszpanii - chociażby po to, by uświadomić rynkom finansowym, że euroland nie dopuści do bankructwa tego kraju. Mogłoby to zniechęcić spekulantów. Szczegóły zostaną jednak ogłoszone dopiero pojutrze. Premier Włoch Mario Monti oświadczył tylko tajemniczo, że strefa euro zaczyna wychodzić z kryzysowego tunelu i widać już coraz więcej światła.

Obserwatorzy nie mają wątpliwości, że Hollande i Monti rozmawiali w Paryżu właśnie o szczegółach potencjalnej interwencji Europejskiego Banku Centralnego, którego szefem jest rodak włoskiego premiera - Mario Draghi. Nie zdradzili jednak na ten temat żadnych szczegółów. Monti ma następnie udać się na rozmowy do Finlandii, która sprzeciwia się większej solidarności finansowej pomiędzy członkami eurolandu oraz do Hiszpanii, której przyszłość coraz bardziej niepokoi wielu ekspertów.

"Przywódcy eurolandu są krótkowzroczni"

Strefa euro "nie ma więcej czasu do stracenia" - powiedział wczoraj dziennikowi "Sueddeutsche Zeitung" szef eurogrupy Jean Claude Juncker. Jeszcze ostrzej wypowiedział się tego samego dnia w wywiadzie dla francuskiego "Le Figaro". Tam oskarżył: przywódcy eurolandu są krótkowzroczni i stracili wiarygodność. W wywiadzie dla "Le Figaro" Juncker oskarżył przywódców krajów członkowskich eurolandu o wprowadzenie "dyktatury krótkowzroczności": Reagują za każdym razem za późno i podporządkowują europejskie decyzje własnym interesom wyborczym - mówił.

Według szefa eurogrupy, problem może rozwiązać tylko masowe wsparcie Europejskiego Banku Centralnego (EBC) we współpracy z Europejskim Funduszem Stabilizacji Finansowej. EBC jest, według niego, jedyną instytucją, którą światowa finansjera traktuje jeszcze poważnie. Europejski Bank Centralny jest niezależny - nie dostaje poleceń od rządów i nie musi starać się o doprowadzenie do kompromisu pomiędzy ich różnymi stanowiskami - podkreślił Juncker.

Ostrzegł, że usunięcie Grecji z eurolandu byłoby równie bolesne dla samych Greków, jak i dla obywateli innych krajów członkowskich. Te ostatnie zaatakowane zostałyby bowiem przez spekulantów ze zdwojoną siłą. Strefa euro nie ma więcej czasu do stracenia i musi podjąć wszelkie możliwe działania, by ustabilizować wspólną walutę - ostrzegł Juncker w opublikowanym również w poniedziałek wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Sueddeutsche Zeitung". Osiągnęliśmy decydujący punkt, w którym za pomocą wszelkich dostępnych środków musimy wyraźnie pokazać, że jesteśmy zdecydowani zagwarantować stabilność finansową wspólnej waluty - powiedział premier Luksemburga.

Dodał, że "świat dyskutuje o tym, czy za kilka miesięcy strefa euro będzie jeszcze istnieć". Dlatego wszystkie kraje i instytucje strefy euro: Europejski Bank Centralny, Rada Europejska i Komisja mówią wyraźnie, że są zdeterminowane, by utrzymać strefę euro w obecnej formie, czyli ze wszystkimi jej krajami członkowskimi - powiedział. Według niego, nie ma żadnych wątpliwości, że wkrótce wdrożone zostaną postanowienia czerwcowego szczytu UE, gdzie zgodzono się m.in. na możliwość wykupu obligacji państw przez fundusz ratunkowy EFSF. Musimy jeszcze zdecydować, co dokładnie i kiedy zrobimy. Od rozwoju sytuacji w najbliższych dniach będzie zależeć to, jak szybko będziemy musieli zareagować - powiedział Juncker.

Szczególnie skrytykował niemieckich polityków za nieostrożne - jego zdaniem - komentarze na temat kryzysu w strefie euro i Grecji. Dlaczego właściwie Niemcy pozwalają sobie na luksus wykorzystywania spraw euro do celów polityki wewnętrznej? Dlaczego Niemcy traktują strefę euro jak swoją filię? Gdyby wszystkie 17 rządów postępowało tak samo, to co by nam pozostało ze wspólnych spraw? - pytał Juncker. Powinniśmy lepiej uważać na słowa - dodał, zaznaczając, że nie ma w tym kontekście na myśli kanclerz Angeli Merkel, lecz jedynie niektórych polityków i członków rządu w Berlinie.

Kontrowersyjny wywiad

W minionych tygodniach kontrowersje wywołał wicekanclerz Niemiec i minister gospodarki Philipp Roesler z liberalnej partii FDP, który przyznał w wywiadzie telewizyjnym, że jest bardziej niż sceptyczny, czy Grecja zdoła spełnić warunki konieczne dla otrzymania pomocy finansowej. Także politycy współrządzącej Niemcami bawarskiej chadecji CSU otwarcie żądali wstrzymania wsparcia dla Aten i opuszczenia przez ten kraj strefy euro.

Juncker ocenił, że "kryzys zadłużenia w unii walutowej pokazał, iż integracja europejska jest bardzo delikatnym tworem". Narodowe resentymenty, o których myśleliśmy, że zostały zapomniane, utrzymują się tuż pod powierzchnią. 60 lat po II wojnie światowej nie są na głębokości kilometrów, lecz centymetrów pod powierzchnią. To szczególnie mnie martwi - dodał premier Luksemburga.