Tajlandia, Wietnam, Pakistan, Indonezja – ptasia grypa szybko rozprzestrzenia się na kolejne kraje Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej. Pojawiły się doniesienia o zachorowaniach na fermach w Laosie i Kambodży.

Obecność wirusa potwierdzono dziś oficjalnie w Pakistanie; ujawniono tam, że od listopada ubiegłego roku zabił on na południu kraju ok. 4 milionów kurcząt. Gromy sypią się na władze Indonezji. Rządowi w Dżakarcie zarzuca się, że starał się zataić epidemię ptasiej grypy, która w Indonezji atakuje już od 2 miesięcy.

Jeszcze do wczoraj władze twierdziły, że choroba atakująca drób na Jawie i Bali nie ma nic wspólnego z zakaźnym i zdolnym do przenoszenia się na ludzi wirusem

H5N1. Zebrał on już śmiertelne żniwo wśród ludzi w Wietnamie, a także w Tajlandii. W obu tych krajach zmarło dotąd po 6 osób.

Ptasia grypa zbiera też żniwo gospodarcze: po potwierdzeniu pierwszej śmiertelnej ofiary w Tajlandii gwałtownie spadły notowania na giełdzie. Ekonomiści z Tajlandii obawiają się jednak bardziej długofalowych efektów epidemii ptasiej grypy.

Jeśli nie zdołamy w miarę szybko zapanować nad sytuacją, może ucierpieć jedna z najważniejszych branż czyli turystyka. To właśnie ona co roku przynosi

Tajlandii ok. 8 miliardów dolarów dochodu, co stanowi około 6 procent produktu krajowego brutto

Nawet Światowa Organizacja Zdrowia przyznaje, że jeszcze nigdy w historii ptasia grypa nie atakowała z taką szybkością i na tak rozległym terenie. Eksperci WHO przyznają także, że może minąć nawet pół roku, zanim naukowcy zdołają opracować skuteczną, chroniącą ludzi szczepionkę przeciwko ptasiej grypie.

22:30