Populacja komarów w Seulu zmniejszyła się o ponad połowę w ciągu ostatniej dekady - poinformował w poniedziałek portal dziennika "Korea Herald". Zdaniem ekspertów to efekt ekstremalnych upałów i skróconego sezonu monsunowego.

Zbyt gorąco nawet dla komarów

W czerwcu w pułapki rozmieszczone w 55 punktach stolicy Korei Południowej złapano 62 tysiące owadów - o 56 proc. mniej niż w 2015 roku. Władze kraju regularnie monitorują i zwalczają komary, ponieważ przenoszą one groźne choroby zakaźne, w tym malarię i japońskie zapalenie mózgu.

Komary mają trudności z przetrwaniem, gdy dzienne temperatury sięgają 37 stopni Celsjusza, a noce pozostają tropikalne - wyjaśnił prof. Park Hjeon Czeol z Wydziału Nauk Biologicznych Uniwersytetu Narodowego. Największą aktywność wykazują w temperaturach od 25 do 28 stopni. Gdy słupek rtęci przekracza 32 stopnie, wiele z nich ginie - dodał.

Deszcz już nie pomaga komarom

W ostatnich latach Seul regularnie notuje rekordowo wysokie temperatury, a niemal każdego roku padają kolejne historyczne rekordy. Tegoroczna pora monsunowa również była krótsza niż zwykle. Na wyspie Dżedżu trwała zaledwie 15 dni, a w południowej części kraju - 13 dni. Dla porównania, dekadę temu było to odpowiednio 30 i 36 dni - przypomniał "Korea Herald".

Brak regularnych opadów ogranicza tworzenie się kałuż - podkreślił prof. Park. A jeśli już pada, to często są to gwałtowne ulewy, które zmywają jaja i larwy komarów, zanim zdążą się rozwinąć - dodał.