Uważasz siebie za szczęściarę? Nazwisko - Złotkowska. W kieszeni dwa medale igrzysk olimpijskich - srebrny i brązowy. Twoja mama pochodzi z...

Miejscowości Złotki! Stamtąd właśnie wywodzą się Złotkowscy. Myślę, że mam fajne życie, na które oczywiście ciężko pracowałam. Nic nie przyszło za darmo. Cieszę się, że moja praca, poświęcenie jest w jakimś stopniu wynagradzane.

Myślę, że warte podkreślenia jest to, że w Soczi nic nie było przypadkiem! To była wyłącznie wasza ciężka praca.

Jechałyśmy do Soczi jako wicemistrzynie świata, wiceliderki Pucharu Świata. Gdybyśmy wróciły z Soczi bez medalu, to byłby wielki zawód. Presja, jaką nakładali na nas ludzie przed wyjazdem na igrzyska, w trakcie startów, była sprawą drugorzędną. Największą presję, największe ciśnienie, które miałam - to było tylko i wyłącznie to, które sama sobie wytworzyłam. Chciałam zaspokoić własne ambicje. Przez 3 tygodnie pobytu w Soczi nie przeczytałam ani jednego artykułu w internecie, ani jednego komentarza. Byłam w 100 procentach odcięta i skupiona na tym, co mam zrobić.

Trzy najważniejsze dla ciebie momenty w Soczi?

Na pewno moment, kiedy chłopcy przejechali linię mety i zdobyli brązowy medal. Złoto Zbyszka Bródki, płakałam wtedy jak bóbr. I ceremonia zamknięcia, kiedy ten misiek zdmuchnął, zgasił ogień olimpijski. Siedziałam na trybunach z Jankiem Szymańskim, łezka pociekła.

Podczas igrzysk na twoim profilu na Facebooku pojawiła się fotografia z Koenem Verweijem, najsłynniejszym chyba Holendrem w Polsce. Ty uśmiechnięta, to nie jest dziwne. On też był "uchachany". Co mu powiedziałaś?

On tak naprawdę jest sympatycznym człowiekiem. Po treningu podeszłam do niego i powiedziałam: "Koen, wiesz co - chodź, zrobimy sobie zdjęcie, bo ludzie w Polsce myślą, że ty nie potrafisz się uśmiechać". I od razu na jego twarzy pojawił się uśmiech.

Kiedy zostało zrobione to zdjęcie?

Chyba dwa dni po tym, jak Zbyszek zdobył złoto. Ale to nie wynikało z zawiści do Zbyszka. On był strasznie nastawiony na wygranie tego biegu. On jest Holendrem, tam srebrny medal nie ma takiej wartości jak srebrny medal w Polsce. Oni przywieźli 23 medale z Soczi. Tam, żeby ktoś o nim usłyszał, on musiałby zostać mistrzem olimpijskim. Stąd jego zachowanie, mina po biegu na 1500 metrów. Myślę, że to najbardziej go zabolało. Kilka dni później się otrząsnął, gdy stał na najwyższym stopniu podium po biegu drużynowym - był zadowolony, w pełni usatysfakcjonowany.

A to zdjęcie z Władimirem Putinem. Miałaś okazję się z nim spotkać?

Tak, gospodarz igrzysk przyszedł na stołówkę. Jadłam obiad, zobaczyłam, że wchodzi grupka ludzi, mikrofony, zamieszanie. Chciałam sprawdzić, kto przyszedł, ale było takie zamieszanie, że spokojnie usiadłam. Po paru minutach podniosłam głowę, patrzę - stoi - Władimir Putin. Zatrzymał się na chwilę, bo akurat z kimś rozmawiał, więc wykorzystałam ten moment na zrobienie zdjęcia. Był w towarzystwie Jeleny Isinbajewej.

Mieliście okazję, żeby porozmawiać z Isinbajewą?

Ona była cały czas na miejscu, była w wiosce olimpijskiej. Zamieniłam z nią kilka zdań. Zrobiłam sobie zdjęcie, z czego też bardzo się cieszę.