"Czujemy się bardzo dobrze, bronieni przez najdzielniejszych żołnierzy w Europie. Nie sądzę, żeby Rosjanie byli w stanie tutaj (do Kijowa - przyp. red.) wejść" - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM ambasador Polski w Ukrainie Bartosz Cichocki. "To jest być może ich plan, ale nie sądzę, że im się uda. Będąc wewnątrz, bardziej się martwię o weekendowy wynik Legii Warszawa niż o moje bezpieczeństwo" - dodawał gość Roberta Mazurka. Zapewnił, że w tej chwili w Kijowie wszystko jest - prąd, woda, ogrzewanie, łączność.

Jak zauważył Bartosz Cichocki, każda kolejna rosyjska zbrodnia, każde barbarzyństwo, tylko wzmaga zaciekłość Ukraińców.

Ambasador podkreślał też, że bardzo pozytywne wrażenie robi zjednoczenie polityczne ukraińskich polityków. Jak mówił, wielu polityków krytycznych wobec Zełenskiego jeszcze tydzień temu, teraz w sieciach społecznościowych wyraża dla niego poparcie. Najzacieklejsi wewnętrzni rywale jednoczą się ramię w ramię wobec zewnętrznego wroga - mówił Cichocki.

Ambasador podkreślał też, że "rosyjska armia to armia, która nie potrafi nakarmić swoich żołnierzy, zatankować swoich maszyn, zdumiewająco zacofana technicznie".

"Pytanie, czy Kijów się podda, jest nieuprzejme"

Nie pytam polityków czy innych rozmówców, czy Kijów się podda, bo to jest pytanie nieuprzejmie. Zresztą ono nawet nie przystaje do rzeczywistości. Kijów nawet nie jest twierdzą. Tutaj częściej się zwraca uwagę na tragedię, którą Rosjanie zafundowali mieszkańcom Charkowa i od dziś w nocy z elektrownią atomową (Rosjanie zaatakowali i przejęli kontrolę nad elektrownią atomową w Enerhodarze - przyp. red.) - mówił Bartosz Cichocki w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM.

Ambasador Polski w Ukrainie mówił też, jacy dyplomaci, poza Polakami, zostali w Kijowie. Jest nuncjusz apostolski, koleżanka Chorwatka. Być może są ambasadorowie z krajów afrykańskich. No i jest kolega Białorusin - powiedział Cichocki.

Padło też pytanie, jak wygląda dziś życie w Kijowie. Cebula się skończyła. Ale sklepy są otwarte. Nie zauważyłem jakichś nadmiernych kolejek. Słyszałem, że w niektórych z jakiegoś powodu nie przyjmują gotówki. Ale można płacić kartą - odpowiedział Cichocki. Działają pociągi. Z Kijowa można za darmo pojechać do Przemyśla. Namawiam wszystkich Polaków, którzy tu jeszcze zostali, żeby korzystali z tego środka lokomocji. Podróżowanie samochodem z Kijowa na zachód już może być niebezpieczne - mówił ambasador.

Robert Mazurek: Moim gościem jest ambasador Polski na Ukrainie Bartosz Cichocki. Dzień dobry, panie ambasadorze.

Bartosz Cichocki: Dzień dobry panie redaktorze, dzień dobry państwu.

Jak minęła noc? To jest pytanie, którego normalnie bym nie zadał obcemu mężczyźnie, ale jednak sytuacja jest dość niezwykła, więc pan wybaczy, ale spytam, jak minęła noc?

Moja bardzo dobrze. Spałem w bezpiecznym miejscu, gdzie nie słychać było niczego poza dobrym snem. Natomiast jeszcze nie zdążyłem się zorientować w serwisach informacyjnych. Wszyscy skupiamy uwagę na tym, co się wydarzyło w nocy wokół zaporoskiej elektrowni atomowej. Natomiast, co się działo w Kijowie, tego jeszcze jest nie sprawdziłem. Kijów to jest bardzo duże miasta, jestem często pytany, jaka jest sytuacja u mnie. My jesteśmy w spokojnej, historycznej dzielnicy.

Trzeba powiedzieć, że Kijów jest niesłychanie rozległym miastem. To nawet nie tyle chodzi o liczbę ludności, która też jest imponująca, ale Kijów jest bardzo rozległy i te przedmieścia są czasami oddalone od siebie o 30-40 kilometrów.

Tak. Tego wydarzenia z bodajże przedwczoraj, kiedy Ukraińcy zastrzelili jakiś obiekt rosyjski i on spadł na dworzec kolejowy, który jest w zasięgu wydawałoby się dwudziestominutowego spaceru, ja tego w ogóle nie słyszałem, nie widziałem tutaj z ambasady. On jest poza tym położony na wzgórzach, więc ten dźwięk też się niesie specyficznie.

Panie ambasadorze, przepraszam za osobiste pytania, ale czy wy się tam po prostu nie boicie? Nie boicie się siedzieć teraz w mieście, które jest jednak cały czas bombardowane i wszyscy czekają na decydujący front, natarcie.

Czujemy się bardzo dobrze bronieni przez najwierniejszych żołnierzy w Europie, inne formacje zbrojne. Nie sądzę, żeby Rosjanie byli w stanie tutaj wejść. Nie wiem, czy w ogóle mają taką intencję.

Myśli pan, że mogą nie wejść do Kijowa? Cała ofensywa zdaje się do tego prowadzić.

To jest być może ich plan, ale to nie znaczy, że on im się uda. Ja będąc wewnątrz bardziej się martwię o weekendowy wynik Legii Warszawa niż o moje bezpieczeństwo.

Rozumiem, to jest tak jak ten górnik, którego przysypało, którego odkopali po wielu dniach, a on się pytał, jak tam Górnik Zabrze. Ja to wszystko rozumiem, że pan jest wiernym kibicem Legii, co jako kibic Polonii doceniam, choć nie podzielam. Ale pytam zupełnie poważnie, bo to jest prawdziwa wojna, to nie są rozgrywki piłkarskie, przecież pan to wie lepiej niż my. Rozumiem, że duch wśród Ukraińców niż ginie, prawda?

Wręcz przeciwnie - każda kolejna rosyjska zbrodnia, każde niewytłumaczalne z wojskowego punktu widzenia barbarzyństwo tylko wzmaga ich zaciekłość. Oczywiście to są ludzie tacy jak my - bardzo skupieni na bezpieczeństwie, rozwoju swojej rodziny, więc wielu z nich zadbało o swoje rodziny, które dziś w ogromnej ilości są w Polsce. Natomiast sami - opowiadał mi dziennikarz, który przedwczoraj bodajże pociągiem przyjechał do Kijowa, że jechał w stronę Kijowa pociągiem pustym, tylko z ukraińskimi ochotnikami wracającymi z Polski. Czyli uchodźcy jadą w jedną stronę - do Polski, a ochotnicy no i dziennikarz - w drugą stronę.

Petro Poroszenko wczoraj wystąpił także w polskiej telewizji. Poroszenko, rywal prezydenta Zełenskiego w wyborach, w TVN 24 powiedział: "Putin nie ma szans na wzięcie Kijowa. Nigdy się nie poddamy, bo jesteśmy zjednoczeni". Mówił też bardzo twardo i bardzo poruszająco, że Kijów wygląda jak Stalingrad. Jest oblężony i to jest jak II wojna światowa.

Właśnie, mimo że to trwa już od tygodnia, to świadomość tej paraleli mnie zdumiewa, ale tak to wygląda. Na razie wprawdzie na szczęście nie jest to konflikt kontynentalny, czy tym bardziej światowy, natomiast to zjednoczenie tutaj polityczne robi wrażenie bardzo pozytywne. Widzę w sieciach społecznościowych wiele wypowiedzi polityków krytycznych jeszcze tydzień temu wobec Zelenskiego, którzy teraz wyrażają dla niego uznanie, poparcie. Najzacieklejsi wewnętrzni rywal jednoczą się ramię w ramię wobec zewnętrznego wroga.

Ukraina jest zjednoczona. Ale pytanie, które sobie wszyscy zadajemy, brzmi jak długo Kijów może się bronić? To jest jednak potęga rosyjska. Rosja może po prostu zadusić Kijów żołnierzami i ich liczbą. To już nawet nie chodzi o technikę, nie chodzi o żadne wyrafinowane strategie wojskowe, tylko po prostu jak się rzuci jakąś armię ludzi, to oni ten Kijów całą swoją masą rozjadą.

Nie przesadzałbym. Pan się pewnie lepiej zna na wojskowości.

Nie sądzę. W ogóle się na niej nie znam przecież.

Ja widzę, że to jest armia, która nie potrafi nakarmić swoich żołnierzy, która nie potrafi zatankować swoich maszyn, która nie ma motywacji, która jest zaskakująco zacofana technicznie i taktycznie.

Jeden z naszych gości właśnie o tym mówił, że on jest zdumiony, że wygląda to tak, jakby Putin po prostu rzucił na tę wojnę stary sprzęt, nowszy zostawiając na ewentualną wojnę z NATO, uważając, że na Ukrainę wystarczą eksponaty muzealne.

Tutaj też jest sporo nowej techniki. Zresztą wczoraj podobno Ukraińcy zestrzelili, nie znam się na tym, ale jakiś bardzo zaawansowany samolot bojowy rosyjski.

Panie ambasadorze, to wróćmy jeszcze na sekundę do życia w okupowanym, a właściwie oblężonym - to lepsze słowo - Kijowie.

Zdecydowanie lepsze.

To prawda. Przepraszam wszystkich braci Ukraińców. Naprawdę wybaczcie, to nie chodzi o to, że przesądzam cokolwiek, wręcz przeciwnie, wszyscy trzymamy za was kciuki. Widzimy, że macie prąd, widzimy, że macie łączność. Natomiast takie prozaiczne rzeczy - ogrzewanie, woda, jedzenie?

Wszystko jest. To też zaskakuje. Słyszałem ekspertów, którzy prognozowali, że po dwóch dniach od agresji już nie będzie działała telefonia komórkowa, itd. Więc właśnie może nie spekulujmy, nie przesądzajmy, co będzie za kiedyś. My tutaj mamy metodę taką, że się skupiamy na zadaniach, które mamy do zrobienia za pół godziny, za godzinę, za trzy godziny.