"Jestem pewien, że amerykańska pomoc finansowa popłynie do Ukrainy" - mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM dr Marcin Zaborowski, były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. „Jeżeli poważnie przyjrzymy się debacie amerykańskiej, to widać, że olbrzymia część Kongresu chce kontynuować wsparcie dla Ukrainy, tylko że przy okazji chce coś ugrać dla własnych wyborców i własnej polityki wewnętrznej” – tłumaczył gość Marka Tejchmana.

Jak zauważył ekspert, "pomoc dla Kijowa przestałą być elementem bezwarunkowego wsparcia od Kongresu".

Natomiast nie zakończyła się sytuacja, w której większość Kongresu nadal optuje za przeznaczeniem bardzo silnego wsparcia dla Ukrainy, tylko warunkuje to spełnieniem pewnych warunków o znaczeniu dla polityki wewnętrznej. Nadal jest większość w Kongresie - po stronie demokratycznej - olbrzymia, po stronie republikańskiej - ponad 50 proc. - która chce, żeby te środki na Ukrainę i do Izraela dotarły. Tylko wchodzimy w trzeci rok wojny, w trzeci rok dostarczania Kijowowi wsparcia, środków, pieniędzy, żeby mógł tę wojnę kontynuować i zaczęła się taka gra polityką wewnętrzną - tłumaczył.

"Orban pokazuje, że grając w sposób skrajnie egoistyczny, można niezłe pieniądze wyciągnąć z UE"

Marek Tejchman pytał też swojego gościa o szantaż prezydenta Węgier Wiktora Orbana. Wczoraj Komisja Europejska odblokowała Węgrom 10,2 miliarda euro zamrożonych funduszy polityki spójności. Doszło do tego dzień przed tym, jak europejscy przywódcy mają omówić nową pomoc dla Ukrainy.

Mamy do czynienia z grą, w której Orban się specjalizuje. On myśli tylko o własnym interesie, o interesie własnych wyborców. Kompletnie się nie liczy z interesami UE jako całości. Okazuje się, że grając w ten sposób, można faktycznie bardzo dużo od UE uzyskać. To też jest tak, że nie do końca można tę grę prowadzić, bo w pewnym momencie UE może powiedzieć: sprawdzamy, czyli godzimy się na pomoc rzędu 50 mld euro dla Ukrainy poza ramami UE - tłumaczył gość RMF FM.

Prowadzący rozmowę pytał, czy to koniec pomysłu na federalizację Unii Europejskiej. Czy wszyscy unijny przywódcy nie zobaczyli, że warto zachować weto w kieszeni, bo można coś wymusić na KE? - dopytywał Marek Tejchman.

Pomysłu federalizacji - moim zdaniem - nigdy nie było. (...) Żadne poważnie państwo w UE nie prze do federalizacji, którymi nas tutaj straszą politycy PiS-u. To jest groźba, która moim zdaniem jest nierealizowalna - tłumaczył dr Zaborowski.

Natomiast Orban pokazuje, że grając w sposób skrajnie egoistyczny, można faktycznie niezłe pieniądze wyciągnąć z UE. Ale konsekwencją tego będzie to, że wcześniej czy później dojdzie do realizacji tego rodzaju programów poza ramami instytucyjnymi UE. Już w ten sposób Orban raz został zaszantażowany bardzo skutecznie, kiedy zgodził się na zasady funduszu odbudowy i wpisania kwestii praworządności. Wtedy Orban i premier Mateusz Morawiecki zgodzili się na to wpisanie, bo istniała realna groźna, że fundusz odbudowy będzie uzgodniony poza ramami strukturalnymi UE - dodawał.

"Jeśli Ukraina przegra, to powstanie bezpośrednie zagrożenie dla państw bałtyckich i Polski"

Jeśli Ukraina przegra (wojnę z Rosją - przypis red.), to wejdzie w rosyjską strefę wpływów, stanie się drugą Białorusią wcześniej czy później. Za parę lat będzie zagrożenie bezpośrednie dla państw bałtyckich i Polski - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM dr Marcin Zaborowski z GLOBSEC.

Wyjaśniał też, co znaczy "bezpośrednie zagrożenie dla państw bałtyckich i Polski". Jego zdaniem, "jesteśmy w zaawansowanym okresie XXI wieku, gdzie scenariusze wojenne z reguły nas zaskakują".

To może być jakiś atak na naszą infrastrukturę cybernetyczną. I to się na przykład zdarzyło w Estonii w 2007 r., kiedy właściwie system cybernetyczny kraju został totalnie sparaliżowany. Możemy sobie wyobrazić, że podobna sytuacja mogłaby mieć miejsce w Polsce - mówił Zaborowski. Mogą być to różnego rodzaju ataki dywersyjne, może być to argument dyplomatyczny tego typu, że jeżeli wojska amerykańskie pozostaną w regionie Suwałk, to wtedy musimy się liczyć z tym, że będzie zagrożenie dla nas w jakiejś innej części kraju. I kto wie, jakby na to zagregował prezydent Trump, gdyby był wtedy prezydentem - dodał gość RMF FM.

"Nie powinniśmy się Rosji obawiać, ale też nie powinniśmy Rosji nie doceniać"

Zaborowski był również pytany, czy jesteśmy z takim punkcie wojny, że to właśnie Rosja ją wygrywa. 

Jesteśmy po środku. Rosja nie jest tak słaba, jak się ludziom wydaje, ani nie jest tak silna, jak się ludziom wydaje - mówił gość RMF FM. 

Przypomnijmy, że kiedy Rosja najechała na Ukrainę w lutym, to wszystkim się wtedy wydawało, że to potrwa dwa tygodnie i Rosja będzie w Kijowie, a Ukraina będzie mniej więcej rozjechana. Nawet sprzęt obronny, który wtedy Zachód dostarczał Ukrainie, to był taki sprzęt obronny nastawiony na wojnę partyzancką, a nie na regularną obronę. Potem, kiedy się okazało, że Kijów się skutecznie broni, była wielka euforia na Zachodzie, były już plany na to, że się Rosja rozpadnie i że w ogóle ta wojna to zostanie wygrana przez Ukrainę. A potem się okazało, że jednak tak nie jest, że Ukraina się robi zmęczona, że jednak nie ma takich zasobów i że też Rosja w bardzo skuteczny sposób broni się na tym terenie, który w Ukrainie zajęła - tłumaczył.

Jego zdaniem Rosja, "nie jest wcale tak silna, jak nam się to wydaje, nie powinniśmy się tej Rosji obawiać, ale też nie powinniśmy Rosji nie doceniać". Szczególnie jeśli chodzi o sankcje, Rosjanie w jakiś taki silny sposób sankcji nie odczuwają. Można być obywatelem Rosji, mieszkać w Moskwie, pracować w jakiejś korporacji i na dobrą sprawę oglądać wiadomości o wojnie tylko w telewizji i nie być właściwie tą wojną dotkniętym - dodał.

Gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM był również pytany, co się stanie jeśli w Stanach Zjednoczonych to Donald Trump wygra wybory. Jeżeli Donald Trump w istocie wygra wybory, co nie jest do końca nieprawdopodobne i nie realne, to obudzimy się w innym świecie jeżeli chodzi o stosunki transatlantyckie - stwierdził.

Opracowanie: