Piłkarze narzekali na upał podczas meczów klubowych mistrzostw świata, które w USA rozgrywane były w południe lub wczesnym popołudniem. "Gra w takich warunkach to coś szalonego" - mówił reprezentant Niemiec Leon Goretzka. FIFA obawia się o przyszłoroczny mundial, który zostanie rozegranych w trzech krajach Ameryki Północnej. Nie wyklucza zmian w programie, a nawet zmiany stadionów.
W przyszłorocznych mistrzostwach świata w piłce nożnej, których gospodarzami będą USA, Kanada i Meksyk, po raz pierwszy weźmie udział 48 reprezentacji, a do wyłonienia triumfatora potrzebne będą 104 mecze.
Przedsmak problemów, z jakimi zmagać się będą piłkarze na stadionach Ameryki Północnej, dały zakończone w niedzielę klubowe mistrzostwa świata (wygrała je londyńska Chelsea, pokonując w finale PSG 3:0).
Tak, upał to jest temat - przyznał bez ogródek szef FIFA Gianni Infantino, komentując po 63 spotkaniach klubowych MŚ głosy piłkarzy, trenerów, członków sztabów.
Infantino zdradził, że być może dzięki tegorocznym doświadczeniom dojdzie do zmiany lokalizacji kilku spotkań. Chodzi o to, by bardziej, szczególnie w pierwszej części imprezy, gdy dziennie rozgrywanych będzie więcej meczów, wykorzystać niektóre lokalizacje i areny, szczególnie te z zamykanymi dachami.
Wśród narzekających na upały i wysoką wilgotność, zwłaszcza podczas meczów rozpoczynających się o godz. 12 czy 15, byli m.in. piłkarze Bayernu Monachium i Borussii Dortmund. Gra w takich warunkach to coś szalonego i wymagającego mnóstwa energii - ocenił reprezentant Niemiec Leon Goretzka, odnosząc się do panujących upałów.
Argentyńczyk Enzo Fernandez, pomocnik Chelsea, powiedział, że palący upał wywołał u niego zawroty głowy. Półfinał pomiędzy Chelsea i Fluminense odbył się o godzinie 15:00 czasu lokalnego. Temperatura przekroczyła wówczas 35 stopni Celsjusza, a wilgotność powietrza wyniosła ponad 54 proc.


