Jerzy Janowicz przegrał w półfinale Wimbledonu z Andym Murrayem 7:6, 4:6, 4:6, 3:6. Bardziej doświadczony Szkot w decydujących momentach zachował więcej zimnej krwi. Janowicz jednak zagrał naprawdę dobry mecz i mimo że pożegnał się z turniejem, to na pewno nie musi się niczego wstydzić.

Andy Murray był zdecydowanym faworytem tego spotkania. Szkot, rozstawiony z dwójką od lat, podobnie jak brytyjscy fani, czeka na triumf w Wimbledonie. Co prawda rok temu zdobył na trawiastych kortach olimpijskie złoto, ale wielkoszlemowego turnieju w Londynie nie wygrał.

Po Jerzym Janowiczu nie było widać tremy debiutanta. Od początku spotkania bardzo dobrze funkcjonował serwis Polaka (choć od początku przytrafiały mu się podwójne błędy), co w tym meczu było szczególnie ważne. Murray jest bowiem jednym z najlepszych specjalistów od returnów, czyli odgrywania piłki po serwisie. Dobry serwis obu zawodników kazał oczekiwać na pierwsze przełamanie, które mogło okazać się kluczowe dla losów pierwszej partii. To długo jednak nie nadchodziło. I Janowicz i Murray bardzo pewnie wygrywali przy swoim podaniu, często nie dając nawet rywalowi szansy na odbicie piłki. Groźnie było w 10 gemie. Murray prowadził 5:4 i miał dwie piłki meczowe przy serwisie Polaka. Ten jednak zdołał doprowadzić do remisu 5:5. Losy meczu musiał rozstrzygnąć tie-break. Tu inicjatywę przejął "Jerzyk" i ku zdumieniu brytyjskich fanów wygrał 7-2 po podwójnym błędzie serwisowym Szkota.

Przegrany set musiał zdenerwować Murraya, bo na początek drugiej partii od razu przełamał Polaka - między innymi dlatego, że "Jerzyk" częściej niż w pole przeciwnika, trafiał w siatkę. Szkotowi, który grał lepiej niż na początku meczu, ten pierwszy gem ustawił całego seta. Teraz to on kontrolował wydarzenia na korcie. Emocje mieliśmy w szóstym gemie. Janowicz był bliski odrobienia strat, ale Murray zdołał się opanować i obronił przewagę. Równie emocjonujący był gem ósmy, ale znów górą był Szkot, który dowiózł przewagę do końca wygrywając 6:4.

W trzecim secie, po kilku gemach, które nie przyniosły przewagi żadnemu z zawodników, to Janowicz przełamał Murraya. Wyszedł na prowadzenie 3:1, a później przy własnym podaniu jeszcze powiększył przewagę. Niestety szczęście nie trwało długo, bo w siódmym gemie Szkot odrobił stratę przełamania i po chwili doprowadził do remisu. To nie był koniec złych informacji, bo Janowicz ponownie stracił punkt przy swoim podaniu, a po podaniach Szkota znów przegrał 4:6, mimo wysokiego prowadzenia na początku partii.

Na kolejne emocje trzeba było czekać ponad 20 minut. Z powodu kiepskiego oświetlenia sędzia postanowił zasłonić dach i rozpalić reflektory. Dalej mecz toczył się już przy sztucznym świetle i niejako w hali. A w takiej sytuacji w Paryżu na jesieni poprzedniego roku Janowicz pokonał Murraya.
Jednak londyńska trawa to co innego. Murray znów zdołał szybko (już w trzecim secie) wywalczyć przewagę przełamania. Szkot regularnie przebijał piłkę, Janowicz chciał grać ofensywnie, ale za często trafiał w siatkę. Faworyt tego meczu grał spokojniej, widać było większe doświadczenie zdobywane od kilku lat na największych turniejach świata. Tę przewagę było widać do końca tej partii wygranej przez Murraya 6:4.

W finale rywalem Szkota będzie Serb Novak Djoković. Najwyżej rozstawiony tenisista turnieju potrzebował blisko pięciu godzin, by wyeliminować Juana Marina del Potro z Argentyny.

ZOBACZ ZAPIS RELAZJI MINUTA PO MINUCIE!