Brytyjczyk Lewis Hamilton (Mercedes) wygrał wyścig Formuły 1 o Grand Prix Toskanii na torze Mugello. Broniący tytułu sześciokrotny mistrz świata odniósł 90. zwycięstwo w karierze. Rywalizacja była trzykrotnie przerywana z powodu kraks.

Drugie miejsce ze stratą 4,880 s zajął Fin Valtteri Bottas z Mercedesa, a trzecie Alexander Albon z Red Bulla - strata 8,064. Pochodzący z Wielkiej Brytanii, a reprezentujący Tajlandię kierowca po raz pierwszy stanął na podium.

Hamiltonowi do wyrównania rekordu Niemca Michaela Schumachera, który w karierze wygrał 91 wyścigów, brakuje jeszcze tylko jednego triumfu. Brytyjczyk zdecydowanie prowadzi w klasyfikacji MŚ kierowców w tym sezonie.

Tor nieodpowiedni dla Formuły 1?

Przed wyścigiem słychać było głosy, że tor Mugello, choć spełnia wymogi FIA, nie jest do końca przystosowany do Formuły 1. Dotychczas odbywała się na nim rywalizacja w innych, łatwiejszych seriach wyścigowych, startują na nim także regularnie motocykliści. Ale F1 zawitała tam dotychczas tylko podczas testów.

Te obawy spełniły się już zaraz po starcie, gdy na drugim zakręcie doszło do poważnej kraksy z udziałem Holendra Maxa Verstappena z Red Bulla i Hiszpana Carlosa Sainza Jr. z McLarena. Powodem zamieszania na torze był Verstappen. Przez problemy z silnikiem opóźnił start, inni zaczęli go wyprzedzać i zrobił się bałagan. Chwilę później jazdę zakończył także Pierre Gasly z Alpha Tauri. Na torze pojawił się safety car, który wstrzymał rywalizację. Kierowcy karnie przejechali za nim sześć okrążeń, w tym czasie służby techniczne posprzątały tor.

"Czy oni chcą nas zabić?"


Krótko po zakończeniu neutralizacji doszło do kolejnej kolizji. Zderzyli się Sainz, Kevin Magnussen, Antonio Giovinazzi i Nicholas Latifi. Z rozbitych samochodów posypały się fragmenty karoserii i zawieszeń, powstało ogromne zagrożenie bezpieczeństwa. Miał w tym udział też Bottas, który na starcie wyprzedził Hamiltona, a chwilę później zaczął przed zakrętem hamować. Tak się zakończyła próba dyktowania przez Fina tempa. Czwórka pechowców zwyczajnie się zagapiła i wjechała w samochody, które były przed nimi.

"Czy oni chcą nas zabić?" - krzyczał przez radio Francuz Romain Grosjean, któremu udało się uniknąć zderzenia z rozbitymi samochodami.

Problemów było więcej

Po czerwonej fladze i neutralizacji kierowcy w pit stopie przez ponad 10 minut oczekiwali na posprzątanie toru. Gdy był gotowy, po raz drugi tego dnia ustawili się na polach startowych. Tym razem Hamilton nie dał się zaskoczyć Bottasowi, objął prowadzenie i szybko uzyskał nad partnerem z zespołu dwie, trzy sekundy przewagi. W wyścigu jechało już tylko 13 kierowców, siedmiu odpadło w dwóch pierwszych kraksach.

Jednak po drugim starcie również nie było spokojnie. Na 44. okrążeniu z toru wypadł Kanadyjczyk Lance Stroll z Racing Point. Gdy doszło do kraksy jechał na czwartej pozycji i mógł walczyć o podium. Bolid został poważnie zdemolowany, a gdy służby techniczne próbowały przenieść go podnośnikiem w bezpieczne miejsce nawet się zapalił. Wyścig ponownie przerwano, pojawiła się czerwona flaga zapowiadająca kolejny restart. Jak się później okazało, powodem wypadku Kanadyjczyka była przebita opona.

Po wznowieniu wyścigu na torze było już tylko 12 kierowców. Prowadził Hamilton, za nim przez moment jechał Daniel Ricciardo z Renault, trzeci był Bottas. Fin jednak szybko wyprzedził Australijczyka i obaj kierowcy Mercedesa spokojnie jechali do mety. Spokój Ricciardo zmącił jednak Albon, który pięć okrążeń przed metą zaatakował, wyprzedził go i jako trzeci minął "kreskę".

Walkę o podium przegrał także Monakijczyk Charles Leclerc z Ferrari, który miał problemy z oponami i dwa razy meldował się w serwisie. Ale i tak wywalczył ósme miejsce, gdy jego partner Niemiec Sebastian Vettel był 10. po tym, jak otrzymał pięciosekundową karę. Kierowcy Ferrari po raz 1000. uczestniczyli w wyścigu F1 i zapewne liczyli na lepszy wynik w ojczyźnie teamu.
Poprzednio czerwona flaga przerywająca wyścig dwukrotnie została użyta w 2016 roku podczas GP Brazylii. Niedzielne zmagania na debiutującym w F1 torze w Mugello koło Florencji ukończyło tylko 12 kierowców.

Kolejny wyścig w Soczi

To było jak trzy wyścigi w ciągu jednego dnia. Coś niesamowitego. Jestem wyczerpany, a moje serce wciąż łomocze - przyznał kilkanaście minut po zakończeniu rywalizacji Hamilton.
Brytyjczyk zdecydowanie prowadzi w klasyfikacji MŚ. Ma już 190 punktów, a drugi Bottas. Dorobek trzeciego Verstappena to 110.

Kolejny w kalendarzu jest wyścig w Soczi zaplanowany na 26 września.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Seria DTM: 12. miejsce Kubicy na Nuerburgringu