Zespół Washington Wizards coraz śmielej walczy o miejsce gwarantujące grę w play-off. W nocy drużyna Marcina Gortata wygrała szósty z rzędu mecz w NBA. Tym razem z Philadelphią 76'ers 122:103. Marcin Gortat zanotował double-double.

To zwycięstwo było dla Gortata i spółki obowiązkiem. Zespół 76'ers to obecnie jedna z najsłabszych ekip w NBA. Filadelfijczycy przegrali 12 mecz z rzędu na własnym parkiecie, czym wyrównali niechlubny rekord klubu ze swojego debiutanckiego sezonu w NBA. "Czarodzieje" mają za to na koncie już sześć zwycięstw z rzędu. Lepszą passę w lidze mają obecnie jedynie Miami Heat (7 wygranych spotkań).

Zwycięstwa Wizards to także zasługa dobrej gry Marcina Gortata. W ostatnim meczu zdobył 13 punktów, miał też 14 zbiórek. To siódme z rzędu double-double naszego środkowego. Gortat zablokował też dwa rzuty rywali i w NBA ma już na koncie 501 bloków.

Bohaterem spotkania w Filadelfii nie był jednak Polak a Trevor Ariza, który ustanowił nowy rekord kariery, zdobywając aż 40 punktów. To już czwarty zawodnik Wizards, który w ostatnim czasie poprawił swoje najlepsze punktowe osiągnięcie. Wcześniej uczynili to Bradley Beal - 37 pkt (przeciwko Memphis Grizzlies, 11 lutego), Nene - 30 (New Orleans Pelicans, 22 lutego) i Gortat - 31 (Toronto Raptors, 27 lutego). W przegranej drużynie najwięcej punktów - 19 - zdobył Tony Wroten.

Porażkę 76'ers oglądał komplet kibiców. Do hali fani przyszli pożegnać Alena Iversona - wielką gwiazdę klubu. Iverson czterokrotnie był królem strzelców ligi, w sezonie 2000/01 został wybrany MVP sezonu zasadniczego i grał w wielkim finale NBA. Swoje najlepsze lata spędził właśnie w Filadelfii. Koszulkę z jego nazwiskiem i zastrzeżonym numerem "3" przy dźwiękach przeboju Tiny Turner "Simply The Best" zawieszono nad parkietem między tymi upamiętniającymi Maurice’a Cheeksa (nr 10) i Charlesa Barkleya (34).

(MRod)