To amerykański dron zwiadowczy spadł na Dolnym Śląsku w okolicach miejscowości Trzebień - dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada. Służby odnalazły bezzałogową jednostkę w lesie.

Na numer alarmowy we wtorek wieczorem zadzwonił świadek, twierdząc, że w okolicy, w której spacerował, spadł jakiś niewielki samolot. Podał lokalizację - las nieopodal stacji benzynowej w Trzebieniu.

Na miejsce wysłano strażaków, pojawili się też policjanci. 

Nie było poszkodowanych. Ze strony Państwowej Straży Pożarnej w działaniach brały udział dwa zastępy. Te działania polegały na wsparciu w poszukiwaniu drona - powiedział w rozmowie z RMF FM starszy brygadier Aleksander Kucharczyk z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu.

Po poszukiwaniach w terenie zalesionym znaleziono obiekt. Znajdował się kilkaset metrów od drogi.

Z relacji wojskowego wiemy, że to był zwiadowczy dron wojskowy - zaznaczył Kucharczyk.

Amerykański dron "uciekł" żołnierzom

Jak ustalił reporter RMF FM, jednostka, która spadła w Trzebieniu, to amerykański dron o ośmiometrowej rozpiętości skrzydeł.  Z nieoficjalnych ustaleń RMF FM wynika, że Amerykanie ćwiczyli na pobliskim poligonie. Trzebień sąsiaduje z terenami wojskowymi należącymi do 10. Brygady Kawalerii Pancernej w Świętoszowie.

Jak usłyszał reporter RMF FM Krzysztof Zasada, bezzałogowiec podczas szkoleń "uciekł" żołnierzom.

"Dron znaleziony na Dolnym Śląsku został zabezpieczony przez właściwe do tego służby. Dotychczasowa analiza wykazała, że nie mamy do czynienia z wrogim bezzałogowym statkiem powietrznym. Sytuacja jest pod kontrolą i nie rodzi zagrożeń dla Polski" - napisał na Twitterze zastępca ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn.

Nie mamy żadnych przesłanek, by mówić o wrogim, intencjonalnym wtargnięciu w naszą przestrzeń powietrzną - powiedział w rozmowie z RMF FM Żaryn.

Wiadomo, że po upadku nie było eksplozji ani pożaru.

Opracowanie: