Jeden głos zdecydował. Nie ma zgody radnych na likwidację porodówki w szpitalu w Lesku w Podkarpackiem. Jak dowiedział się reporter RMF FM, rosną szanse na wznowienie działania oddziału. Ten jedyny oddział położniczy w Bieszczadach od lipca nie przyjmuje pacjentek.
Jednym z powodów zamknięcia oddziału jest trudna sytuacja finansowa lecznicy. Jak dowiedział się reporter RMF FM Michał Dobrołowicz w Ministerstwie Zdrowia, na przyszły tydzień zaplanowane jest spotkanie minister zdrowia z przedstawicielami szpitala, NFZ, wojewody i krajowego konsultanta w dziedzinie położnictwa.
Na razie kobiety ciężarne muszą jeździć do szpitali w innych częściach Podkarpacia: między innymi w Krośnie, w Przemyślu i w Brzozowie. Resort zdrowia przygotowuje też nowe przepisy, które mają usprawnić transport pacjentek w takich sytuacjach. Rozporządzenie w tej sprawie jeszcze we wrześniu ma trafić do konsultacji społecznych.
W czwartek radni powiatu leskiego głosowali nad uchwałą w sprawie zmian organizacyjnych w szpitalu. Wniosek przygotował zarząd powiatu w związku z "trudną sytuacją finansową jednostki oraz brakiem kadry lekarskiej". Zmiany miały polegać na likwidacji oddziału ginekologiczno-położniczego, w jego miejsce miał powstać oddział ginekologiczny.
W ubiegłym roku oddział ginekologiczno-położniczy przyjął 1200 pacjentek, ale porodów było tylko 197. Te liczby pokazują, na jakie usługi medyczne jest większe zapotrzebowanie. Funkcjonowanie porodówki kosztuje pół miliona złotych miesięcznie, a wyceny Narodowego Funduszu Zdrowia nie wystarczają na utrzymywanie tego oddziału - tłumaczył w rozmowie z PAP wicestarosta leski Wiesław Kuzio. A podczas czwartkowej sesji apelował do radnych o przyjęcie uchwały, bo jego zdaniem, tylko reorganizacja szpitala i wynikające z tego zmniejszenie kosztów, może uratować placówkę. Szpital ma już 116 milionów zł długu.
Z powodu problemów finansowych placówka 1 lipca zawiesiła działalność oddziału ginekologiczno-położniczego. Powodem były też brak lekarza neonatologa. Oddział miał wznowić działalność 1 września, ale jego praca została zawieszona na kolejny miesiąc. I dalej generuje straty - podkreśla wicestarosta.
Ostatecznie radni nie przyjęli uchwały dotyczącej reorganizacji szpitala. Pięcioro zagłosowało "za", sześcioro "przeciw", a troje wstrzymało się od głosu.
Nie wiem co będzie dalej. Nie mamy pediatry, neonatologa, a oddział ginekologiczno-położniczy bez takich lekarzy nie może funkcjonować, bo nie będzie miał kto zbadać noworodka - podsumował wicestarosta.
Niemal trzy miesiące temu minister zdrowia Izabela Leszczyna obiecała, że oddział ginekologiczno-położniczy szpitala w Lesku nie zostanie zamknięty. Porodówka w Lesku w lipcu i sierpniu jest w remoncie. Od września będzie funkcjonować - zadeklarowała wówczas minister. Poinformowała również, że przyjęte tego samego dnia zmiany w ustawie o świadczeniach zdrowotnych, umożliwią konsolidację szpitali w Lesku, Sanoku, Ustrzykach Dolnych i powstanie jednego Szpitala Bieszczadzkiego. Dzięki temu, ciężarne z powiatu leskiego i bieszczadzkiego, nie musiałyby jechać na najbliższą porodówkę kilkadziesiąt kilometrów.
Po zmianie na stanowisku szefowej resortu, Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że "jedną z rozważanych koncepcji jest utworzenie w strukturach Izb Przyjęć lub Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych tzw. izb położniczych, przy założeniu, że świadczenia udzielane będą przez położne/położnych, przy jednoczesnym zapewnieniu funkcjonowania poradni położniczo-ginekologicznej oraz transportu sanitarnego do najbliższego oddziału położniczego" - napisano w przesłanym do PAP oświadczeniu.


