Ministerstwo Zdrowia wciąż nie wie, jaka będzie przyszłość oddziału położniczego w Lesku na Podkarpaciu. Ta jedyna porodówka w Bieszczadach od lipca nie przyjmuje pacjentek. Oficjalny powód to remont. W tle jest też brak lekarzy i trudna sytuacja finansowa lecznicy.
Ciężarne kobiety muszą jeździć do innych miast, na przykład do Brzozowa. To prawie 40. kilometrów. Do Rzeszowa prawie 100 kilometrów, a do Krosna ponad 60 kilometrów.
Jak ustalił nasz dziennikarz - jedyny pomysł resortu zdrowia na choć tymczasowe złagodzenie problemu, to stworzenie w Lesku izby położniczej. Tam szybko mogłyby reagować położne. Potem placówka organizowałaby transport do najbliższego oddziału. W czerwcu wsparcie finansowe, które pomoże uratować porodówkę, obiecywała była minister zdrowia Izabela Leszczyna.
W Ministerstwie Zdrowia dziennikarz RMF FM Michał Dobrołowicz dostał informację, że decyzję muszą podjąć władze samorządowe. Trudna sytuacja porodówki w Lesku będzie omawiana jutro przed sesją Rady Powiatu Leskiego, na zamkniętym posiedzeniu. Na razie na pewno oddział będzie zawieszony co najmniej do końca września. Dług przekroczył już 114 milionów złotych.
"Szpital zawiesił działalność oddziału w związku z pracami remontowymi. Decyzje dotyczące szpitali oraz zmiany profilu ich działalności należą wyłącznie do władz samorządowych będących ich właścicielem. Ministerstwo Zdrowia wielokrotnie udzielało im wsparcia eksperckiego, nie ma jednak wpływu na ostateczne decyzje podejmowane przez organy założycielskie" - czytamy w odpowiedzi, jaką nasz dziennikarz otrzymał z Ministerstwa Zdrowia.
"Jedną z rozważanych koncepcji jest utworzenie w strukturach Izb Przyjęć lub Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych, tzw. izb położniczych, przy założeniu, że świadczenia udzielane będą przez położne/położnych, przy jednoczesnym zapewnieniu funkcjonowania poradni położniczo-ginekologicznej oraz transportu sanitarnego do najbliższego oddziału położniczego" - wynika z informacji, jakie wysłał resort.



