W nocy z 9 na 10 września doszło do incydentu z udziałem sojuszniczych samolotów, które zostały poderwane w odpowiedzi na zagrożenie ze strony rosyjskich dronów. Według nieoficjalnych informacji, do których dotarła "Rzeczpospolita", w rejonie miejscowości Wyryki (woj. lubelskie) wystrzelono w sumie trzy rakiety, z których jedna spadła na budynek mieszkalny.
W nocy z 9 na 10 września polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez drony w trakcie nocnego ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Drony, które stanowiły bezpośrednie zagrożenie, zostały zestrzelone przez polskie i sojusznicze lotnictwo. Do tej pory pojawiło się kilka wersji wydarzeń dotyczących tego, co rzeczywiście spadło na dom w Wyrykach.
Początkowo informowano, że budynek został trafiony przez rosyjskiego drona, później sugerowano, że przyczyną był pocisk wystrzelony przez polski F-16. W zeszłym tygodniu natomiast Onet podał, że to holenderski myśliwiec F-35, który brał udział w działaniach sojuszniczych.
Jak wynika z ustaleń "Rzeczpospolitej", rakiety zostały użyte w sytuacji, którą oceniono jako wymagającą natychmiastowej reakcji. Źródła związane ze sprawą podkreślają, że zniszczone zostały cele uznane za realne zagrożenie. Wojsko działało szybko, eliminując obiekty, które mogły stanowić bezpośrednie niebezpieczeństwo dla ludności cywilnej oraz infrastruktury.
Do tej pory zarówno Ministerstwo Obrony Narodowej, jak i prokuratura prowadząca śledztwo nie ujawniają szczegółów dotyczących tego, co dokładnie zostało zestrzelone podczas nocnej operacji.
Wśród możliwych celów gazeta wymienia drony z ładunkami wybuchowymi, rosyjskie rakiety bojowe lub rakiety z głowicami betonowymi, podobne do tej, którą odnaleziono w kwietniu 2023 roku pod Bydgoszczą. Źródła zaznaczają, że nie użyto kosztownych pocisków do neutralizacji makiet dronów, tzw. "gerberów".


