Czekali turyści, mieszkańcy, reporterzy - ale uroczystości nie było. Po raz pierwszy od dekad krakowskie kwiaciarki nie złożyły w wigilię kwiatów pod pomnikiem Adama Mickiewicza na Rynku Głównym. Po kilku dniach spekulacji wyjaśniły powód swojej absencji w dniu imienin wieszcza. Jak twierdzą, był to protest przeciwko regulacjom, zgodnie z którymi za kilka miesięcy o możliwości sprzedaży kwiatów w sercu miasta miałby decydować przetarg.

Od lat krakowskie kwiaciarki są nieodłącznym elementem Rynku Głównego. Ich obecność to nie tylko kolorowe kwiaty, ale również kawałek miejskiej tożsamości. 

Niebawem jednak mają zmienić się zasady gry - stoiska mają być przyznawane w drodze przetargów. Dla wielu handlarzy oznacza to realne zagrożenie utraty miejsc pracy i zerwania z tradycją przekazywaną z pokolenia na pokolenie.

Miasto nie dba o tradycję. W momencie przetargu wejdą jakieś zewnętrzne firmy, które nam dwukrotnie, trzykrotnie przeskoczą - alarmuje jedna z kwiaciarek. Obawy dotyczą nie tylko konkurencji, ale i samej formy nowych stoisk, które według sprzedawców nie zapewnią odpowiednich warunków do pracy przez cały rok.

Kwiaty kontra wolny rynek

Przedstawiciele miasta tłumaczą, że zmiany są konieczne, by zapewnić równe szanse wszystkim przedsiębiorcom. Kwiaciarki są traktowane inaczej niż wszyscy inni, którzy w jakiś sposób prowadzą handel na krakowskim rynku. To jest pewnego rodzaju nierówność gospodarcza - podkreśla Dariusz Nowak z UMK. 

Regulacja bierze się z przepisów. Jak dodają urzędnicy - analizy prawne wskazywały, że prędzej czy później ktoś mógłby pozwać władze za brak dostępu do wolnego rynku.

Jednak dla kwiaciarek i kwiaciarzy to nie tylko kwestia biznesu. To walka o przetrwanie tradycji, która - jak mówią - już teraz jest w odwrocie. Dzisiaj to taka jest wegetacja. Już nie wiadomo czym handlować. Turysta kwiatka żywego nie kupi, kupi sporadycznie jednego najtańszego za piątkę - przyznaje jedna z rozmówczyń.

Wśród propozycji pojawia się pomysł, by kwiaciarki zostały objęte ochroną jako branża tradycyjna, podobnie jak szewcy czy kaletnicy. Oczywiście, tak powinno być. Branża chroniona jeszcze w takim miejscu jak tutaj Rynek Główny, gdzie jest więcej turystów niż mieszkańców - przekonuje jedna z kwiaciarek.

Nie brakuje jednak głosów, że wolny rynek powinien rządzić się swoimi prawami. Zobaczymy na ile wytrzymają tu na rynku, jak będą tak chcieli - ripostuje jeden z handlarzy, podkreślając, że doświadczenie i znajomość specyfiki tego miejsca są nie do przecenienia.

Co dalej z kwiatami pod Adasiem?

Kwiaciarki i kwiaciarze apelują do mieszkańców o wsparcie i zrozumienie. 

Chciałyśmy tutaj podziękować też mieszkańcom Krakowa za wsparcie w mediach społecznościowych i prosimy o dalsze - mówią zgodnie. A jeśli przetargi wygrają wielkie firmy, może się okazać, że na Rynku Głównym zamiast kwiatów pojawią się... plastikowe kaktusy z napisem "I love Kraków - dodają.

Opracowanie: