​Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku ruszył proces wolontariusza zaangażowanego w działania na granicy z Białorusią na rzecz migrantów. Prokuratura zarzuciła mu stosowanie gróźb karalnych i bezprawnego wywierania wpływu na funkcjonariuszy straży granicznej. Chodziło o wniosek migranta o przyznanie ochrony międzynarodowej.

Aktywista nie przyznaje się do winy - sąd wysłuchał jego wyjaśnień i przesłuchał też dwóch funkcjonariuszy straży granicznej, którzy uczestniczyli w incydencie przed rokiem w placówce SG w Michałowie

Aktywista miał grozić straży granicznej

Proces będzie kontynuowany w drugiej połowie września. Niewykluczone, że już wtedy zapadnie wyrok.

Prokuratura Rejonowa w Białymstoku zarzuca aktywiście - zajmującemu się pomocą humanitarną i obroną praw człowieka przy granicy z Białorusią - to, że w placówce SG w Michałowie groził funkcjonariuszom i próbował wywrzeć na nich wpływ, by wymusić przyjęcie wniosku obywatela Somalii o ochronę międzynarodową. 

Według pograniczników mężczyzna sam zrezygnował z ubiegania się o taką ochronę na terytorium Polski, bo był zainteresowany dostaniem się do Niemiec.

Sprawa dotyczy pomocy prawnej udzielonej przez obecnego oskarżonego trzem nielegalnym migrantom jesienią 2024 roku. Dwóch z nich pochodziło z Etiopii, jeden zaś z Somalii. 

Relacja oskarżonego

Jak mówił we wtorek przed sądem oskarżony, działa on przy granicy z Białorusią jako wolontariusz i ratownik humanitarny. Wyjaśniał, że podczas jednej z interwencji przeprowadzonej na wezwanie trzech cudzoziemców wszyscy oni potwierdzili chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce, najpierw telefonicznie, a następnie bezpośrednio, podpisując stosowne deklaracje. 

Wolę tę potwierdzili również po przybyciu (wezwanego) patrolu SG - wskazał.

Mówił, że komplety dokumentów przekazał jednemu z funkcjonariuszy. Migranci zostali zabrani do placówki SG w Michałowie. Tam oskarżony dostał wiadomość, że Etiopczycy dostali decyzję o umieszczeniu w otwartym ośrodku, a Somalijczyk zrezygnował z ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce. Gdy chciał się z nim zobaczyć lub dostać wgląd w stosowne dokumenty, spotkał się z odmową i nakazano mu też opuścić placówkę SG.

Jak mówił, nie chciał tego zrobić, powołując się na pełnomocnictwo od Somalijczyka, usiadł na krześle i zaczął nagrywać sytuację na telefonie. Wtedy został wyprowadzony siłą. Jak wyjaśniał przed sądem, to właśnie wtedy padły z jego strony ostre słowa.

Podkreślił, że zdał sobie sprawę z tego, że jego mocodawca jest "z dużym prawdopodobieństwem, w drodze do płotu granicznego albo już się tam znajduje". Wiedziałem, że stanowi to dla niego zagrożenie zdrowia, a może nawet życia - stwierdził.

"Nie miałem zamiaru nikogo straszyć"

Powiedział też, że emocje go poniosły z poczucia bezsilności i w sytuacji, która w jego przekonaniu świadczyła o jawnym łamaniu prawa. Rezygnację Somalijczyka z ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce uznał za "skrajnie nieprawdopodobną". 

Nie miałem zamiaru nikogo straszyć - dodał.

Sąd przesłuchał obu funkcjonariuszy. Według ich zeznań w placówce dwóch cudzoziemców wyraziło chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową, ale trzeci już nie. 

On chciał udać się do Niemiec - przekazał jeden ze świadków.

W jego ocenie Somalijczyk miał świadomość, co się z nim stanie (w domyśle - zostanie zawrócony na Białoruś), jeśli nie wyrazi zainteresowania ubieganiem się o taką ochronę w Polsce. O oskarżonym mówił, że gdy został on poproszony o opuszczenie placówki, ten zaczął grozić, że jeśli nie zostanie przyjęty od niego wniosek o ochronę dotyczący Somalijczyka, zawiadomi media i Rzecznika Praw Obywatelskich.

Na schodach zaczął wykrzykiwać "będziecie mieli przej...ne" i żebyśmy go zrzucili ze schodów, to będzie miał pretekst - relacjonował funkcjonariusz. Proces aktywisty został odroczony do drugiej połowy września. Pomoc prawną oskarżonemu zapewnia m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka.