​Większość pracowników rosyjskiego rządu, administracji prezydenta i członkowie Dumy Państwowej nie wiedziała o planach rozpoczęcia wojny z Ukrainą - wynika z informacji portalu "Proekt". Nie było planów dotyczących gospodarki czy samej propagandy. Kreml początkowo lansował tezę o "denazyfikacji", ale zaczął się z tego wycofywać, gdy w badaniach wyszło, że Rosjanie w zasadzie nie wiedzą, o co chodzi.

24 lutego Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę. Prezydent Władimir Putin powiedział, że "operacja specjalna" jest prowadzona w celu "demilitaryzacji" oraz "denazyfikacji" sąsiada.

Jak wynika z dziennikarskiego śledztwa portalu "Proekt", większość urzędników rządowych i Kremla była zaskoczona wojną. Wysoko postawieni pracownicy nie mieli nawet sporządzonego planu działań np. w gospodarce. Przerażeni byli także niektórzy posłowie Dumy Państwowej, którzy przed wojną podpisywali się pod apelem do Putina o uznanie niepodległości Donieckiej Republiki Ludowej oraz Ługańskiej Republiki Ludowej.

Znajomy jednego z parlamentarzystów wspomina: 24 lutego deputowany zadzwonił do niego prawie ze łzami w oczach - bardzo się martwił, że jego podpis na apelu posłużył do wszczęcia działań wojennych - pisze "Proekt". Kilka dni później jednak deputowany mówił już o potrzebie zjednoczenia się w obliczu zachodnich sankcji.

"Proekt" podkreśla, że pięciu deputowanych początkowo potępiło rosyjską agresję. Ale w kwietniu, gdy zadzwonili do nich dziennikarze, odmówili komentowania swoich "antywojennych" postaw. Jeden z urzędników federalnych zażartował, że "nieprecyzyjnie się wypowiedzieli", ale rozmówca z kręgu kierownictwa Jednej Rosji powiedział, że przeprowadzono "rozmowy prewencyjne" z osobami, które miały wątpliwości.

Mimo rozmów korekcyjnych, wielu urzędników i deputowanych wciąż nie do końca rozumie, jakie cele Rosja chce osiągnąć w Ukrainie.

Putina nie interesują negocjacje pokojowe

"Proekt" wskazuje także, że według ich źródeł Władimir Putin nie jest zbyt zainteresowany negocjacjami pokojowymi z Ukrainą. Prezydent nie ma np. stałego kontaktu z negocjatorem Władimirem Miedinskim. Pod koniec marca były minister kultury powiedział, że rozmowy idą bardzo dobrze, za co spotkał się z krytyką m.in. ze strony telewizyjnych propagandystów czy czeczeńskiego przywódcy Ramzana Kadyrowa. 

Miedinski był zaniepokojony krytyką i próbował nawiązać kontakt z prezydentem, ale Putin nie chciał z nim rozmawiać. Negocjator opublikował więc kolejne oświadczenie, w którym skrytykował Ukrainę i dopiero później Putin zgodził się na rozmowę.

Rosjanie nie wiedzą, o co chodzi z "denazyfikacją"

Dziennikarze wskazują także na nieporadność rosyjskiej propagandy. Władze ograniczyły bowiem używanie terminu "denazyfikacja". Przeprowadzono sondaże telefoniczne na temat stosunku Rosjan do głównych tez propagandy. Okazało się, że wielu nie rozumiało tego terminu, niektórzy nie byli w stanie nawet powtórzyć tego słowa - twierdzi źródło "Proektu".

Potem zaczął się bałagan: co tydzień szukaliśmy nowych terminów, ale nie mogliśmy znaleźć niczego dobrego - mówi źródło bliskie Kremla.

Termin "denazyfikacja" zaczął więc pojawiać się coraz rzadziej. Propaganda nie chce go jednak porzucać, gdyż "nie można po prostu zapomnieć o celu, który wyznaczył prezydent".