Wielka Brytania i Irlandia stały się tematem audycji na antenie rosyjskiej, prorządowej telewizji. Przedstawiono w niej scenariusz całkowitego zniszczenia Wysp Brytyjskich spowodowanego wybuchem nuklearnym. To oczywiście w szerszym kontekście wojny w Ukrainie.

Brytyjscy politycy i media z reguły ignorują takie prowokacje, ale Irlandczycy są na nie nieco mniej odporni. Pojawiły się głosy wśród parlamentarzystów w Dublinie wzywające do oficjalnej reakcji rządu. Owszem, można reagować, ale skuteczność takiej interwencji byłaby znikoma. 

Irlandia nie jest członkiem NATO, ale należy do Unii Europejskiej, która nałożyła na Rosję sankcje. 

Wyjaśnijmy, o co właściwie chodzi. W programie głównego propagandysty Kremla, niejakiego Dimitrija Kisielowa, przedstawiono scenariusz, według którego Rosja odpala bombę nuklearną u wybrzeży Wielkiej Brytanii i Irlandii. Miałaby zostać tam dostarczona na pokładzie podwodnego drona generacji Posejdon, który jest w stanie unieść nawet 100-megatonowy ładunek, czyli bombę kilka tysięcy razy mocniejszą od tej, jaką Amerykanie zrzucili na Hiroszimę. 

Dodajmy tylko, że z uwagi na swe wypowiedzi Kisielow - nazywany na Zachodzie szczekaczką Putina - objęty jest unijnymi sankcjami od czasu nielegalnej aneksji Krymu w 2014 roku. Ma więc osobiste powody, by odgrywać się na Zachodzie. 

Groźby wyrafinowane

Według głównego propagandysty Kremla taka eksplozja wywołałaby fale tsunami o wysokości 500 metrów, które zalałyby całe Wyspy Brytyjskie - po prostu przykryłyby je ocean. Fale doszłyby wówczas do połowy najwyższego wzniesienia w Anglii, czyli generalnie ratunku przed nimi by nie było. 

Nie trzeba zaznaczać, że mówimy - w teorii przynajmniej - o niewyobrażalnej wręcz katastrofie. Rosyjscy propagandyści umieścili nawet na ekranie graficzną symulację takiego ataku, a program Kisielowa oglądają miliony Rosjan

To pornografia szaleństwa i kupczenie cudzym strachem, co znakomicie podsyca antyzachodnie nastroje w Rosji - zauważa nasz brytyjski korespondent Bogdan Frymorgen. "Nie mam pojęcia, jakimi informacjami dysponują tzw. dziennikarze pracujący w prorosyjskich mediach, nie mam pojęcia, na ile Kreml steruje rozmowami, jakie odbywają się na antenie reżimowych stacji telewizyjnych, ale z pewnością nie pada w nich nic, z czym Władimir Putin by się nie zgadzał. Na tym polega rosyjska wolność słowa" - podkreśla. 

Dlaczego akurat Wyspy Brytyjskie

W programach rosyjskiej telewizji padają otwarte groźby także pod adresem Stanów Zjednoczonych i innych krajów NATO. Wielka Brytania jest ulubionym celem ataków reżimowych mediów nie tylko z uwagi na wsparcie, jakiego udziela walczącym Ukraińcom, ale także z powodu bezkompromisowych wypowiedzi polityków. Szczególnie premiera Borisa Johnsona. 

Jego wczorajsze wystąpienie na forum parlamentu w Kijowie zapewne przestudiowane zostało w Moskwie dogłębnie. Szczególnie słowa, w których Johnson - wyrażając uznanie dla obrońców - podkreślił, że Ukraina tę wojnę wygra i będzie wolna. 

Po dwóch miesiącach agresji narracja Moskwy sięga prawdziwego dna, i to nie tylko w sferze medialnej. Dowodem moralnego upadku reżimu, może być niedawna wypowiedź rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa, w której tłumaczył tzw. denazyfikację Ukrainy - a ta ma przecież na stanowisku prezydenta Żyda. Ławrow powiedział, że to niczego nie zmienia, bowiem Hitler miał w sobie żydowską krew. Ta obrzydliwa teoria, poniekąd obwiniająca Żydów za Holokaust, wywołała ostrą reakcję w Tel Awiwie. Warto zaznaczyć, że Izrael dotychczas utrzymywał wobec wojny w Ukrainie stosunkowo neutralne stanowisko. Teraz może to się zmienić.

Opracowanie: