Płonie magazyn ropy naftowej w Biełgorodzie. To rosyjskie miasto, położone 40 km od granicy z Ukrainą. Rosjanie twierdzą, że pożar spowodował atak rakietowy przeprowadzony przez Ukrainę. Władze w Kijowie tych doniesień nie komentują.

Do potężnego pożaru doszło w magazynie ropy naftowej w rosyjskim mieście Biełgorod, położonym w pobliżu ukraińskiej granicy. Na zdjęciach i filmach widać pożar w niedużej odległości od zabudowań mieszkalnych.

Ogień poprzedziły eksplozje.

Rosjanie twierdzą, że pożar miał powstać na skutek ataku rakietowego, przeprowadzonego z pokładu dwóch ukraińskich śmigłowców. Tak oświadczył między innymi gubernator Wiaczesław Gładkow. 

Na nagraniach w internecie widać pociski wystrzelone przez lecące na niskiej wysokości helikoptery. Gładow stwierdził, że nadleciały one znad ukraińskiej granicy.

Jak zauważa Reuters, to pierwszy raz, kiedy Rosja oskarża stronę ukraińską o atak na obiekty na swoim terytorium

Zachodnie wywiady ostrzegały wcześniej, że Rosja może przeprowadzić "fałszywe operacje" na własne cele, by mieć pretekst do eskalacji konfliktu.

Strona ukraińska nie skomentowała tych doniesień.

Niemiecki dziennikarz Julian Röpcke napisał na Twitterze, że sztab generalny Ukrainy poinformował jego kolegę z dziennika "Bild", że "nie ma takiej informacji o ataku na magazyny ropy".

Według pierwszych doniesień, niegroźnie poszkodowane zostały dwie osoby. Ewakuowano mieszkających w pobliżu magazynu mieszkańców.

Stróżyk: Kolejny spryt medialny ukraińskich władz

Gen. Jarosław Stróżyk uważa, że ustalenie sprawców nie jest problemem i Rosjanie świetnie wiedzą, dokąd po ataku wróciły śmigłowce.

Ukraińcy przekazali im bardzo czytelny sygnał, że wojnę, którą sami zaczęli, można prowadzić także w głębi terytorium ich kraju. I to - według byłego wiceszefa wywiadu NATO - nie wymaga podpisu.

"Pewnego rodzaju niedopowiedzenia mają również swój wymiar tajemniczego morale i siły, która być może również wykracza poza siły ukraińskie. Dlatego to jest, uważam, kolejny spryt medialny ukraińskich władz" - powiedział gen. Stróżyk w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Tomaszem Skorym.

Spryt skuteczny choć ryzykowny, bo jak zwraca uwagę generał, gdyby rosyjska obrona zadziałała, misja pilotów śmigłowców mogła być samobójcza.

Stróżyk zwraca jednak uwagę, że spryt polegał też na wyborze maszyn. Śmigłowców Mi-24 używają bowiem obie strony wojny, a rosyjscy żołnierze nawet po ataku mogli uznać maszyny wrogie za swoje.

Eksplozja w Biełgorodzie sprzed kilku dni

Do eksplozji w Biełgorodzie doszło też kilka dni temu. Wtedy miał eksplodować magazyn amunicji. 

NEXTA podała wówczas, powołując się na TASS, że przyczyną eksplozji był pocisk, który trafił w bazę wojskową. Według agencji rannych zostało czterech żołnierzy. Wtedy Rosjanie nie podali jednak, kto miałby się przyczynić do eksplozji.