Izraelskie media informują o odbytej telefonicznej rozmowie Mateusza Morawieckiego i Benjamina Netanjahu. Doszło do niej po wczorajszym wystąpieniu polskiego premiera na konferencji bezpieczeństwa w Monachium. Mateusz Morawiecki użył tam sformułowania "żydowscy sprawcy" Holocaustu, czym wywołał oburzenie w Izraelu, w tym szefa izraelskiego rządu. "To było nieakceptowalne sformułowanie" - tak Netanjahu miał ocenić słowa Morawieckiego. Kilkanaście godzin po wystąpieniu premiera RP, na wejściu do polskiej ambasady w stolicy Izraela pojawiły się swastyki i obraźliwe napisy.

Rozmowę telefoniczną obu premierów potwierdziła rzeczniczka polskiego rządu. Według biura izraelskiego szefa rządu, Netanjahu miał powiedzieć Morawieckiemu, że nie ma żadnych podstaw do porównywania czynów Polaków i Żydów podczas Holocaustu. Miał też zwrócić uwagę, że celem Holocaustu było zniszczenie narodu żydowskiego i że wszystkim Żydom groziła kara śmierci. Zniekształceń dotyczących Polski nie można poprawiać, używając innych zniekształceń - miał powiedzieć izraelski premier.

Obaj politycy mieli umówić się na dalsze rozmowy i spotkanie polsko-izraelskiego zespołu w tej sprawie.

Polski premier odpowiedział wpisem na Twitterze:

Holocaust, ludobójstwo na Żydach popełnione przez niemieckich nazistów, był wyjątkowo przerażającą zbrodnią. W tych strasznych czasach, wśród wszystkich narodów byli ludzie, którzy zdobywali się na gesty największego miłosierdzia - napisał szef polskiego rządu. Byli niestety i tacy, którzy odsłaniali najciemniejsze strony natury ludzkiej kolaborując z niemieckimi nazistami. Dialog o tej najtrudniejszej historii jest niezbędny, ku przestrodze. Taki dialog z Izraelem będziemy prowadzić. Dziś rozmawiałem o tym z premierem - dodał.

Swastyki i obraźliwe napisy na wejściu do polskiej ambasady

Kilkanaście godzin po kontrowersyjnych słowach Morawieckiego, na wejściu do polskiej ambasady pojawiły się swastyki i obraźliwe słowa. Według izraelskich mediów na razie nie udało się ująć sprawców. Policja w Tel Awiwie zapewnia, że intensywnie szuka chuliganów.

Kontrowersyjne słowa polskiego premiera padły podczas konferencji w Monachium

Przypomnijmy, że eozmowa polityków to pokłosie sobotniej wypowiedzi Morawieckiego podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium. Padło wówczas pytanie dziennikarza Ronena Bergmana, czy w świetle nowelizacji ustawy o IPN zostałby "uznany za przestępcę" za przytoczenie historii jego urodzonej w Polsce matki, która przeżyła Holokaust, ale wielu członków jej rodziny zginęło, ponieważ zostali zadenuncjowani na gestapo przez Polaków. Premier powiedział, że "oczywiście nie będzie to karane, nie będzie to postrzegane jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli polscy zbrodniarze. Tak jak byli żydowscy zbrodniarze, tak jak byli rosyjscy zbrodniarze, czy ukraińscy - nie tylko niemieccy".


Premier użył angielskiego słowa "perpetrators", co w Izraelu odebrano jako stwierdzenie, że wśród sprawców Holokaustu byli także Żydzi, i wywołało ostrą reakcję. Jeszcze tego samego dnia premier Netanjahu uznał wypowiedź za "oburzającą", a lider izraelskiej Partii Pracy Awi Gabbaj powiedział, że brzmiała jak negowanie Holokaustu.

Przewodniczący Światowego Kongres Żydów (WJC) Ronald S. Lauder w opublikowanym w nocy z soboty na niedzielę oświadczeniu potępił wypowiedź Morawieckiego jako "absurdalną i niesumienną".

Rzeczniczka polskiego rządu Joanna Kopcińska w oświadczeniu napisała, że głos premiera Mateusza Morawieckiego w dyskusji w Monachium w najmniejszym stopniu nie służył negowaniu Holokaustu ani obciążaniu żydowskich ofiar jakąkolwiek odpowiedzialnością za niemieckie ludobójstwo.

(m)