Siatkarze Asseco Resovii pokonali we własnej hali SVG Lueneburg 3:0 (27:25, 25:18, 25:22) w rewanżowym meczu finałowym Pucharu Challenge. Rzeszowianie pierwsze spotkanie na wyjeździe wygrali 3:0, więc już po dwóch setach mogli cieszyć się ze zdobytego trofeum.

Resovia nie zmarnowała ogromnej szansy i po raz pierwszy w historii klubu wywalczyła europejskie trofeum. Kibice, którzy w komplecie wypełnili halę im. Jana Strzelczyka na Podpromiu, mieli powody do zadowolenia, bo ich zespół potwierdził swoją wyższość nad niemieckim rywalem. 

Dla Resovii to także pierwsze trofeum od dziewięciu lat, gdy w 2015 roku wywalczyła mistrzostwo Polski. Rzeszowianie po raz trzeci grali w ścisłym finale europejskich rozgrywek. W 2012 roku w Pucharze CEV przegrali dwukrotnie 2:3 z Dynamem Moskwa, a w 2015 w Lidze Mistrzów z Zenitem Kazań 0:3. Ponadto drużyna z Podkarpacia w 1973 r. zajęła drugie miejsce w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych, ale wówczas, do zdobycia trofeum konieczne było zwycięstwo w czterodrużynowym turnieju finałowym. 

Początek wtorkowego meczu był dość nerwowy i wyrównany. Podopieczni trenera Giampaola Medei objęli prowadzenie 6:4, ale potem rywale zdobyli trzy kolejne punkty. Siatkarze z Lueneburga radzili sobie znacznie lepiej niż we własnej hali. Ofiarnie bronili, lepiej też serwowali i wyszli na prowadzenie 13:10, a potem 18:15. 

Resovia miała problem z odrobieniem straty. Dopiero po zablokowaniu ataku rywala udało się doprowadzić do remisu po 20. Przy stanie 22:22 asem serwisowym popisał się Torey DeFalco i gospodarze wreszcie objęli prowadzenie. Potem jednak Amerykanin zaserwował w siatkę, goście wybronili atak Stephena Boyera i mieli piłkę setową. Nie wykorzystali jej, bo Xander Ketrzynski posłał z zagrywki piłkę w aut. Inicjatywę przejęła Resovia i za drugim setbolem, po bloku Jakuba Kochanowskiego, wygrała tę partię do 25. 

Niemiecki zespół nie załamał się i w drugim secie wciąż stawiał Resovii trudne warunki obejmując prowadzenie 8:5 i 9:6. Gospodarze jednak zmobilizowali się i cztery następne akcje padły ich łupem. Potem rzeszowianom wreszcie udało się zbudować przewagę - 16:13. To był przełomowy moment seta. Gdy po bloku Kochanowskiego Resovia wyszła na prowadzenie 20:16, losy rywalizacji były praktycznie przesądzone. Ostatecznie skuteczny blok Karola Kłosa zapewnił wygraną w drugim secie i zdobycie Pucharu CEV. Resovia dokonała tego jako pierwszy polski klub. Radość w hali była ogromna. 

W trzecim secie trenerzy obydwu zespołów posłali na parkiet rezerwowych. Pomimo pewnych problemów rzeszowianie w końcówce pokazali swoją wyższość, a mecz zakończył skutecznym atakiem Klemen Cebulj. 

Droga do finału

Resovia pucharową rywalizację rozpoczęła w Lidze Mistrzów, nie zdołała jednak wywalczyć awansu do fazy play off, zajmując w swojej grupie trzecie miejsce za Itasem Trentino i VB Tours. To dało jej prawo gry w ćwierćfinale mniej prestiżowego Pucharu CEV. Rzeszowianie zmierzyli się w tej fazie z innym polskim zespołem - Aluronem CMC Wartą Zawiercie, który we własnej hali pokonali 3:0, ale w rewanżu ulegli 0:3. O ich awansie przesądził wówczas "złoty set". 

W półfinale podopieczni trenera Medei bez większych problemów rozprawili się z Fenerbahce Stambuł wygrywając obydwa mecze - 3:1 i 3:0. 

Resovia to drugi polski klub, który w tym sezonie sięgnął po europejskie trofeum. Wcześniej siatkarze Projektu Warszawa triumfowali w Pucharze Challenge. Ligę Mistrzów może jeszcze wygrać Jastrzębski Węgiel, który w półfinale rywalizuje z Ziraatem Bankasi Ankara i wygrał pierwszy mecz we własnej hali 3:0. 

Asseco Resovia Rzeszów - SVG Lueneburg (27:25, 25:18, 25:22)

Asseco Resovia Rzeszów: Torey DeFalco , Stephen Boyer, Jakub Kochanowski, Karol Kłos, Fabian Drzyzga, Yacine Louati - Paweł Zatorski (libero) - Łukasz Kozub, Jakub Bucki, Klemen Cebulj, Adrian Staszewski, Miłosz Wróbel, Bartłomiej Mordyl, Michał Patera (libero). 

SVG Lueneburg: Matthew Knigge, Theo Mohwinkler, Maxwell Elgert, Xander Ketrzynski, Erik Roehrs, Joscha Kunstmann - Gage Worsley (libero) - Blake Leeson, Matthew Slivinski, Jesse Elser, Yann Boehme, Hannes Gerken.