Zatrzymanie w Polsce rosyjskiego archeologa Aleksandra B. wywołało debatę na temat roli naukowców w konfliktach zbrojnych oraz ochrony dziedzictwa kulturowego. Ukraina domaga się jego ekstradycji, oskarżając o nielegalne wykopaliska na anektowanym przez Rosję Krymie. Brytyjska stacja BBC wsłuchuje się w głosy oburzenia - przede wszystkim rosyjskiego - i dochodzi do zaskakującego wniosku, że "sprawa nie jest oczywista".
- Rosyjski archeolog Aleksander B. został zatrzymany w Polsce na wniosek Ukrainy za nielegalne wykopaliska na okupowanym Krymie, a jego ekstradycja jest obecnie rozpatrywana przez polski sąd.
- Rosjanie starają się przedstawić go jako osobę ratującą zabytki, choć ukraińskie prawo i międzynarodowe normy są w tej sprawie jednoznaczne.
- Do dyskusji dołączyło brytyjskie BBC, próbując pokazać niejednoznaczność sytuacji.
- Ukraińskie ministerstwo kultury szacuje, że podczas rosyjskiej agresji zniszczono lub uszkodzono ponad 1600 zabytków, a UNESCO oceniło straty kulturowe na miliardy dolarów.
- Po więcej aktualnych informacji zapraszamy do RMF24.pl
11 grudnia informowaliśmy o zatrzymaniu w Warszawie rosyjskiego archeologa. Badacz pracujący dla petersburskiego Muzeum Ermitaż wpadł w ręce funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w jednym z hoteli. Aleksander B. jest ścigany przez Ukraińców za prowadzenie nielegalnych poszukiwań archeologicznych na okupowanym Krymie. Kijów już złożył wniosek o ekstradycję naukowca.
Obecnie sprawą zajmuje się polski sąd, który zdecyduje o ewentualnej ekstradycji Rosjanina na Ukrainę. Do czasu rozstrzygnięcia mężczyzna pozostaje w areszcie. Sprawa wydaje się pozornie oczywista - przedstawiciel kraju, który najechał inny kraj, prowadził wykopaliska na okupowanych terenach, dokonując grabieży dóbr kultury leżących w ustanowionych prawem międzynarodowym granicach Ukrainy. Rosja uważa jednak, że zatrzymanie w Polsce było skandalem. Z niespodziewaną odsieczą dla Aleksandra B. przybywa brytyjskie BBC, które w zadumie kiwa głową, twierdząc "no tak, ale przecież on tylko próbował ratować zabytki". Czy rzeczywiście?
Zwolennicy rosyjskiego badacza podkreślają, że jego praca przyczyniła się do ochrony i zachowania starożytnych zabytków Krymu. B. prowadził wykopaliska w Myrmekionie, greckiej kolonii na Krymie, której początki sięgają VI wieku p.n.e. BBC cytuje rosyjskie media, w których archeolog miał przyznać, że niezależnie od sytuacji geopolitycznej "po prostu wykonuje swoją pracę, której poświęcił życie i że jego głównym celem jest ochrona zabytków".
Brytyjska stacja skontaktowała się z Ermitażem, które - naturalnie - zapewniło, że badania prowadzone przez B. były zgodne z wszelkimi normami międzynarodowymi, prawnymi i etycznymi i "niezależne od okoliczności geopolitycznych".
"Jeśli rosyjski archeolog chce kontynuować swoje badania, nie ma możliwości uzyskania zgody strony ukraińskiej, lecz musi zwrócić się do Ministerstwa Kultury Federacji Rosyjskiej" - przekazał BBC rosyjski uczony, który z niezrozumiałych powodów pragnie zachować anonimowość.
Zarówno B., jak i Ermitaż zapewniły BBC, że wszystkie znaleziska z Myrmekionu pozostają na Krymie, a do Petersburga mogą trafić "jedynie tymczasowo w celu renowacji lub wypożyczenia na wystawę". BBC zaznacza, że taka sytuacja narusza ukraińskie prawo, które nakazuje, by wszystkie znalezione na terenie kraju (a Krym prawnie należy do Ukrainy) trafiły do ukraińskiej ewidencji zabytków. Oczywiście tak się nie dzieje i kolekcje zostają włączone do ewidencji rosyjskiej.
BBC przypomina także, iż zatrzymany w Polsce archeolog uzyskał nie tylko wsparcie Kremla, ale także Rosjan "sprzeciwiających się wojnie i Putinowi". "Wysuwane przeciwko niemu zarzuty są absurdalne" - powiedział Arsenij Wiesnin, dziennikarz i historyk na wygnaniu. Brytyjskie media podkreślają, że gdyby nie wielkoduszna interwencja Aleksandra B., stanowisko w Myrmekionie zostałoby najpewniej zrabowane, a znaleziska stamtąd trafiłyby na czarny rynek.
O odrobinę opamiętania apeluje cytowany przez BBC Samuel Andrew Hardy, kryminolog, specjalizujący się w ochronie dóbr kultury. Twierdzi, że oficjalnie prowadzone wykopaliska niekoniecznie muszą zapobiec rabunkowi, a zwolennicy zatrzymanego archeologa okrągłymi zdaniami mówią tak naprawdę, by po prostu pozwolić Rosji na wszystko, bez względu na wojnę.
Według oficjalnych danych ukraińskiego ministerstwa kultury do końca listopada 2025 roku w Ukrainie zniszczonych lub uszkodzonych zostało już 1630 zabytków dziedzictwa kulturowego oraz 2437 obiektów kultury. Niepowetowane dla dziedzictwa kulturowego nie tylko Ukrainy, ale i całej Europy straty były wynikiem rosyjskiej agresji.
Najwięcej zniszczeń odnotowano w obwodach: charkowskim, donieckim, chersońskim, mikołajowskim, ługańskim, zaporoskim, kijowskim, sumskim, dniepropietrowskim i czerkaskim. Wśród zniszczonych obiektów znajdują się zabytkowe cerkwie, muzea, teatry, biblioteki oraz inne budynki o znaczeniu historycznym i kulturowym.
W związku z faktem, że część kraju znajduje się pod okupacją, oszacowanie pełnej skali zniszczeń jest niemożliwe. Ukraińskie władze podkreślają, że ataki na dziedzictwo kulturowe są nie tylko naruszeniem prawa międzynarodowego, ale także próbą wymazania tożsamości narodowej.
W lutym 2024 roku UNESCO oceniło, że wojna w Ukrainie spowodowała zniszczenie dziedzictwa kulturowego i dóbr kulturalnych w tym kraju wartości 3,5 mld dolarów. Ucierpiały m.in. dwa miejsca znajdujące się na liście światowego dziedzictwa UNESCO, czyli historyczne centra Lwowa i Odessy.
Wśród zrujnowanych przez rosyjskich najeźdźców obiektów znajdują się m.in.: Muzeum Starożytności im. Wasyla Tarnowskiego w Czernihowie, Muzeum Historyczno-Krajoznawcze w Ochtyrce, Sobór Zaśnięcia Matki Bożej w Charkowie czy Pałac Kultury w Lisiczańsku. Zrabowano także zabytki archeologiczne. Jednym z najbardziej bulwersujących przypadków jest kradzież scytyjskiego złota z muzeum w Melitopolu. Chodzi o kolekcję unikatowych artefaktów z czasów starożytnych, z I tysiąclecia p.n.e. W Melitopolskim Muzeum Krajoznawczym okupanci zmusili pracowników do wskazania miejsca przechowywania scytyjskiego złota, po czym wywieźli je w nieznanym kierunku.
Prawdopodobnie nie w celu "renowacji".


