Tragiczny błąd - tak o decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego mówi Stanisław Likiernik, jeden z ostatnich żyjących żołnierzy Kedywu, elitarnego pionu Armii Krajowej. To on był pierwowzorem Kolumba, książkowej postaci, która stała się symbolem powstańczego pokolenia. Stanisław Likiernik w trakcie Powstania walczył na Woli, Starym Mieście i Czerniakowie.

Stanisław Likiernik przez lata okupacji z niezwykłym męstwem, ale i szczęściem walczył w szeregach jednego z oddziałów specjalnych Armii Krajowej. Otrzaskany w boju, w poczuciu, że napsuł już Niemcom sporo krwi nie czekał na powstanie z aż taką niecierpliwością jak jego rówieśnicy.

Sam Likiernik w trakcie powstania pochował wielu bliskich przyjaciół. Sam, trzykrotnie ranny, w ciężkim stanie, niemal cudem uratował się, gdy Niemcy po zajęciu Czerniakowa dokonywali rzezi powstańców i ludności cywilnej .

Konrad Piasecki: Jakie było to pokolenie Kolumbów?

Stanisław Likiernik: To była młodzież bardzo ideologiczna, bardzo ideologicznie zaangażowana, bardzo patriotyczna. Wychowana w duchu wolnej Polski. To nam wkładali do głowy - dzień i noc.

A ma pan dzisiaj poczucie, że byliście tak pięknym pokoleniem, jak się was dzisiaj opisuje?

My byliśmy normalnym pokoleniem w Polsce nowo zbudowanej. Bez przerwy nam mówili - jesteście pierwszym pokoleniem w wolnej Polsce od 123 lat. I to wystarczyło, żeby nas zmobilizować. Myślę, że każde pokolenie zrobiłoby to samo w tej sytuacji. Ale niestety Ci, którzy nami dowodzili, zmarnowali to pokolenie... Bardzo duża część tego pokolenia zginęła. Ale Ci, którzy zostali, potrafili być profesorami uniwersytetów, i to było wspaniałe. Bo cała masa tych ludzi potrafiła wygrzebać się na samą górę. Mimo wojny, mimo więzień.

Proszę opisać ostatni dni przed wybuchem powstania. Nie mogliście się już doczekać walki?

Powstanie dla wielu ludzi było wynikiem iluś tam lat przygotowań. Czekali na moment, w którym wreszcie będą się mogli wyładować. Myśmy się wyładowywali wcześniej. Ja dostałem się do Kedywu w 43 roku i to mi dawało całkowitą satysfakcję. Myśmy robili akcje inteligentne, dobrze opracowane i na ogół bez strat. Strat było więcej w łapankach niż w akcjach.

Miał pan w tym powstaniu momenty, które wspomina pan z rozrzewnieniem? Czy to były takie momenty, kiedy czuł pan satysfakcję? Czy dla pana dzisiaj powstanie układa się w ciąg wielkich tragedii i dramatów?

Nie. Pierwszy dzień, kiedy zdobyliśmy Stawki, wspominam bardzo pozytywne. Zdobyliśmy panterki, wówczas masę żywności, dzięki której Stare Miasto nie umarło z głodu. Potem przechodziliśmy koło Garbarni Fajfrów w tych panterkach. Pamiętam szedłem koło "Stasinka" Sosabowskiego i wszyscy robotnicy, którzy nie mogli pójść do domu krzyczeli: "Stasiek cześć!" Do dzisiaj broda staje mi dęba, bo to było ogromne wzruszenie.

A najbardziej dramatyczne momenty Powstania Warszawskiego?

... Niemiec rzucił granat, dostałem w plecy, powiedziałem, że coś mnie uderzyło. Kolega dotknął mówi: "Człowieku, ty masz krew!" Tę blachę mi wyrywali na żywo, bez żadnego znieczulenia. Cztery dziewczyny mnie trzymały. Ja kląłem jak dorożkarz i przepraszałem te dziewczyny, ale nie mogłem. To było okropne. Pamiętam też jak dostałem kulą przez dwa pośladki, miałem takie dwa tunele. Kula przeszła o centymetr od kości, gdyby jej dotknęła, już by mnie tu nie było.

Tak, 11 moich najbliższych przyjaciół zginęło. To był dramat, jak się dowiedziałem o tych śmierciach.

 A jaki był stosunek ludności cywilnej do powstańców, do Powstania?

Zazwyczaj nie schodziliśmy do piwnic, ale przechodziliśmy tamtędy tylko wówczas, jak nie można było inaczej wejść do innego domu. I wówczas słyszeliśmy: "Wariaci! Coście narobili!" Na początku byli bardzo entuzjastyczni nastawiani, zwłaszcza na Woli. Ludzie nas całowali, dawali co mieli... A później ich wszystkich wymordowali. A na Starym Mieście, już pod koniec powstania, to byli bardzo niechętnie do nas nastawieni. To się rozumie... bo w tych piwnicach były kobiety, dzieci. I obłąkani ze szpitala Jana Bożego, którzy się rozeszli bo całym tym mieście...

A co czuliście, gdy usłyszeliście o wyzwoleniu Paryża?

Ja pamiętam dokładnie. Był 25 sierpnia, byłem na Starym Mieście na odpoczynku,  dwa domy od walki. Dowiedzieliśmy się, że Paryż jest oswobodzony po 3 dniach! Ja mówię cholera - a nawet mocniej - oni po 3 dniach są uwolnieni, a my już walczymy 25 dni i żywi z tego nie możemy wyjść.