Zauważam go od razu. Na plecach i ramionach dźwiga wielkie worki, a w nich setki kolorowych, aluminiowych puszek. Wszystkie zebrał na Copacabanie - jednej z najsłynniejszych plaż świata i jednym z symboli Rio de Janeiro.

Ta plaża ma ponad 4 km długości i żyje przez 24 godziny na dobę. Kiedy biegnę wcześnie rano, jeszcze w półmroku - w Rio to kilka minut po 6:00 - widzę głównie tych, którzy tam pracują.

Na piasku leży wielki worek z zielonymi, okrągłymi owocami. Tuż obok ktoś przywiózł i zostawił pod drzewem zgrzewkę wody. Na plaży pojawiają się ci, którzy na specjalnych wózkach przywożą tu leżaki, parasole i krzesła. Teraz mogą je spokojnie ustawić.

W niewielkich barach i restauracjach na styku promenady i piaszczystego brzegu zaczyna się rozstawianie krzeseł i stolików. To wtedy spotkam też zbieracza aluminiowych puszek.

Sama plaża - to niewiarygodne, ale wcześnie rano właśnie tak wygląda - jest jeszcze pusta, jeśli nie liczyć tych, którzy spędzili tu noc i śpią na piasku, zwinięci w koce lub śpiwory, zaledwie kilkanaście metrów od oceanu.

Tłoczno za to, mimo wczesnej pory, jest na Przylądku Wielorybników. Dawno temu to miejsce należało do łowców wielorybów. Teraz, ze względu na fale, w ciągu dnia to raj dla surfingowców . Ale wcześnie rano na skalny cypel przychodzą ci, którzy chcą zobaczyć jak nad Copacabaną wschodzi słońce.

A im jest ono wyżej, tym Copacabana zaczyna rozbrzmiewać gwarem i mienić się kolorami. To są tysiące ludzi nad brzegiem oceanu. Szum fal zlewa się z odgłosami biegnącego w pobliżu nadmorskiego bulwaru, który co pewien czas - jak zresztą całe Rio - staje w gigantycznym korku.

Wszystko to w cieniu palm oraz nowoczesnych wieżowców i drapaczy chmur, które są dosłownie na wyciągnięcie ręki i stoją majestatycznie jeden obok drugiego zaledwie po drugiej stronie ulicy.

A na plaży roi się od kolorowych flag, w końcu są piłkarskie mistrzostwa. Co chwilę mijam sprzedawców kolorowych chustek, kapeluszy czy czapek. Inni rozkładają na kocach brazylijskie pamiątki, które sami zrobili.

Wzrok przyciągają też piaskowe rzeźby. Wśród nich są m.in. symbole Rio - stadion Maracana oraz figura Chrystusa z rozłożonymi ramionami. To niewiarygodne, ale ci, którzy je robili, uchwycili dosłownie każdy szczegół.

Wbite w piach surfingowe deski jednoznacznie wskazują, jaki sport można uprawiać w wodzie. A na piachu, jak okiem sięgnąć, ciągną się sportowe boiska: do plażowego tenisa, do siatkówki, do siatkonogi i oczywiście do piłki nożnej - są tam zarówno duże, jak i małe bramki. I wszędzie ktoś gra. Aż trudno uwierzyć, co mali chłopcy potrafią zrobić z piłką.

Nieco dalej mała plażowa siłownia, jak się okazuje jedna z wielu w tym miejscu. Tam też ciągle ktoś ćwiczy. Podobnie jest nieco dalej wśród drzew. Tam z kolei widzę przywiązaną od pnia do pnia parcianą taśmę. Wisi na wysokości około metra nad ziemią i ma kilka centymetrów szerokości. Co chwilę ktoś na nią wchodzi i próbuje - jak linoskoczek - przejść, balansując ciałem, kilkunastometrowy odcinek. I takich miejsc też jest mnóstwo. \

A jeśli ktoś chce odpocząć od nieustannego ruchu na plaży, idzie do jednego z wielu stojących wzdłuż promenady namiotów i prosi o masaż.

Tam, gdzie kończy się plaża, zaczyna się nadmorska promenada. Ją z kolei opanowali rowerzyści, amatorzy deskorolek i przede wszystkim biegacze. Są ich już nie setki, ale tysiące. Biegają, człapią, truchtają. Widzę wszystkie kolory skóry i osoby w każdym chyba wieku. I tak przez cały dzień: o wschodzie słońca, wieczorem, ale też i o drugiej po południu, kiedy jest najgoręcej. Wzajemne pozdrawianie się nie ma sensu - biegających jest za dużo.

Kiedy słońce chyli się ku zachodowi, coraz tłoczniej jest w plażowych restauracjach. Wtedy też muzyka, taniec i śpiew biorą Copacabanę we władanie.

Kiedy zaczyna się mecz - a w każdym, nawet najmniejszym barze na plaży, wisi telewizor - jest jeszcze goręcej. Muzyka z głośników zlewa się z tą, którą grają miejscowe zespoły. A kiedy rozbrzmiewa samba, nogi same zaczynają się ruszać. I tak jest do późnej nocy, a dla wielu nawet do rana.

Ślady nocnej zabawy aż nadto widać na twarzach tych, którzy o wschodzie słońca wracają do hoteli. Dla nich kolejny dzień w Rio zacznie się dopiero za kilka godzin. Na razie jest jeszcze poranny półmrok i na Copacabanę znowu wracają ci, którzy noszą owoce, wodę i leżaki.