Większość ofiar tragedii smoleńskiej ma w aktach zgonu wpisaną późniejszą godzinę niż rzeczywisty czas katastrofy - ustalił nieoficjalnie reporter RMF FM Roman Osica. Między innymi posłowi PiS Zbigniewowi Wassermanowi jako godzinę śmierci wpisano 10:56, choć dziś wiadomo, że zapis czarnej skrzynki tupolewa kończy się o godzinie 10:41 czasu moskiewskiego.

Zobacz również:

Te rozbieżności - jak tłumaczy w rozmowie z naszym dziennikarzem Rafał Rogalski pełnomocnik kilku rodzin ofiar katastrofy - to prawdopodobnie wynik bałaganu, jaki panował podczas identyfikacji zwłok w moskiewskim laboratorium. Być może wynika to z niechlujstwa lub wiąże się z brakiem w chwili śledztwa sprecyzowania, o której dokładnie nastąpił zgon osób pokrzywdzonych - mówi.

Podobnie tłumaczą to rodziny, z którymi rozmawiał Roman Osica. W momencie wykonywania oględzin zwłok nieznana była jeszcze dokładna godzina zderzenia samolotu z ziemią, więc najprawdopodobniej dlatego wpisywano godzinę między 10.50 a 11.00.

Prokuratorzy nie chcą komentować tych rozbieżności, bo - jak tłumaczy rzecznik naczelnej prokuratury wojskowej - te dokumenty, czyli świadectwa zgonu, nie są w posiadaniu prokuratury. Otrzymały je jedynie osoby poszkodowane, które przyjechały identyfikować ciała ofiar smoleńskiej tragedii.