Nie sądzę, że można rzeczy, które się toczą jakimś ustalonym trybem, przyspieszyć, tylko dlatego, że ktoś sobie tego życzy - mówi w rozmowie z Mariuszem Piekarskim Ewa Komorowska, wdowa po wiceministrze obrony Stanisławie Komorowskim. Dodaje, że nawet jeśli rodziny ofiar katastrofy będą musiały czekać wiele lat naprawdę, to pośpiech nie wróci życia jej męża.

Mariusz Piekarski: Ma pani swoje pytania? O co by chciała pani zapytać premiera, albo co chciałaby pani usłyszeć od premiera?

Ewa Komorowska: Ja nie mam swoich pytań. Będę czekać na jak największą ilość informacji. Domyślam się, że tych pytań do niego będzie wiele. Mam nadzieję, że to będą pytania spokojne, bo ja głęboko wierzę, że powołane do tego siły robią naprawdę wszystko co w ich mocy. Oczywiście, że to nie jest proste. Wszyscy się uczą w trakcie swoich działań. Mam nadzieję, że te działania przyspieszą. Ja po prostu idę się dowiedzieć jaki jest stan rzeczy.

Mariusz Piekarski: Myśli pani, że to spotkanie jest w tym momencie potrzebne? Takie polityczne wsparcie dla tych sił, o których pani mówi, które wyjaśniają przyczyny - dla komisji, dla prokuratury. Byś może bez wsparcia politycznego będziemy czekać, a zwłaszcza rodziny będą czekać, wiele lat na prawdę.

Ewa Komorowska: Wsparcie polityczne, to znaczy, że premier się włączy, że będzie w jakiś sposób wywierał nacisk. Ja nie sądzę, że można rzeczy, które się toczą jakimś ustalonym trybem, przyspieszyć, tylko dlatego, że ktoś sobie tego życzy. Ja też sobie życzę, żeby to było jak najszybciej. Natomiast to są skomplikowane procedury, które po prostu trwają w czasie. Ja wolę się uzbroić w cierpliwość i czekać, wierząc, że pewnego dnia dowiem sie co się stało. Pośpiech nie wróci mi życia mojego męża.