​"Od kilku dni reżim przerzuca aresztowanych i nie osądzonych cywilów w miejsca, które mogą się stać celem ataków, w tym w pobliże niektórych obiektów wojskowych" - powiedział w Stambule rzecznik opozycyjnej Syryjskiej Koalicji Narodowej Chaled Saleh. Opowiedział się również za ewentualną interwencją wojskową Stanów Zjednoczonych w Syrii, dodając, iż zdaje sobie sprawę, że miałaby ona ograniczony charakter.

Mamy swoje kontakty w więzieniach; niektórym zatrzymanym udaje się przekupić strażników i zdobyć telefony komórkowe. Dzięki temu jesteśmy w stanie ustalać miejsca pobytu niektórych ważnych działaczy opozycji antyreżimowej. Są oni pilnie strzeżeni, ale przy ogromnej liczbie więźniów, która może dochodzić nawet do 300 000, skuteczne kontrolowanie wszystkich staje się niemożliwe - dodał rzecznik.

Saleh podkreślił, że jest za interwencją wojskową Stanów Zjednoczonych. Jeśli zdecydują się uderzyć, chociaż decyzja jeszcze nie zapadła, celem nie będzie zmiana władzy w Syrii, lecz położenie kresu stosowaniu broni chemicznej. Uważamy, że byłby to krok we właściwym kierunku - podkreślił Saleh.

Jednak sama groźba ataku była dla opozycji korzystna, doprowadziła bowiem do wzrostu liczby dezercji z szeregów rządowych sił zbrojnych, podczas gdy w ostatnich miesiącach ich liczba malała - powiedział rzecznik opozycji, dodając, że ostatnio "kilku wysokich oficerów zrzuciło mundury i schroniło się w Libanie i innych krajach". Z około 275 000 ludzi, których liczyły syryjskie siły zbrojne na początku konfliktu, pozostało obecnie zaledwie 70 000 lub 80 000 - ocenia Saleh. Dlatego właśnie prezydent Baszar el-Asad musiał zwrócić się o pomoc do libańskiego Hezbollahu. Wolna Armia Syryjska (WAS) liczy około 90 000 bojowników, są oni jednak, jak powiedział rzecznik Syryjskiej Koalicji Narodowej, znacznie gorzej uzbrojeni.

Mimo to WAS nadal odnosi pewne sukcesy - dodał Saleh. Na przykład udało się jej odzyskać utracone pozycje na stołecznym przedmieściu Guta, zajęte przez regularną armię po ataku przeprowadzonym z zastosowaniem broni chemicznej.

Przedstawiciele opozycji mogli więc towarzyszyć inspektorom ONZ w ciągu trzech godzin, które spędzili oni w Guta, badając ślady ataku chemicznego.
Sądzimy, że inspektorzy zgromadzili wystarczające dowody, aby ustalić, że zastosowano gaz trujący, i kto się nim posłużył - dodał Saleh.

Syryjska Koalicja Narodowa i gremia opozycyjne, które działały przed nią, odnotowały od początku konfrontacji zbrojnej w Syrii trzynaście przypadków zastosowania broni chemicznej, z których każdy powodował od 20 do 100 ofiar śmiertelnych. Łącznie z 1 360 śmiertelnymi ofiarami ataku w Guta dokonanego 21 sierpnia rzecznik opozycyjnej koalicji ocenia liczbę ofiar ataków chemicznych na ok. 2 000.

(mal)