Irańskie władze bagatelizują izraelski odwet, nazywając go bardziej "infiltracją niż atakiem". Wiele wskazuje na to, że Iran nie przeprowadzi kontruderzenia. Dzisiejsze wydarzenia mogą sugerować pomyślny skutek wysiłków dyplomatycznych krajów zainteresowanych wydarzeniami na Bliskim Wschodzie.

Izrael nie przyzna się do dzisiejszego ataku. Takie doniesienia spływają z izraelskich mediów. To element szerszej strategii Tel Awiwu, który z reguły nie chce oficjalnie potwierdzać swoich akcji ofensywnych. 

Chociaż w mediach pojawiły się doniesienia o eksplozjach w zaatakowanych częściach Iranu, te informacje wyśmiewają irańscy urzędnicy, nazywając je "absurdalnymi". Zdaniem władz w Teheranie wszystkie drony, które naruszyły przestrzeń powietrzną kraju zostały strącone. Iran wręcz nazywa dzisiejsze wydarzenia "infiltracją", odmawiając przypisania im większego znaczenia.

Jeden z urzędników w Teheranie stwierdził dla Reutersa: "Nie potwierdzono zagranicznego źródła zdarzenia. Nie otrzymaliśmy informacji o żadnym ataku z zewnątrz, a dyskusja toczy się raczej w kierunku infiltracji niż ataku".

Ograniczony "odwet" Izraela i wyciszona reakcja Teheranu zdają się sugerować, że w konflikcie izraelsko-irańskim możemy mieć do czynienia z pauzą. Nie bez powodu w ostatnich dniach telefon Benjamina Netanjahu rozgrzewał się do czerwoności. Dzwonili przedstawiciele USA, Rosji, Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemiec. Wszyscy mieli jeden cel - zapobiec wybuchowi szerszego konfliktu regionalnego na Bliskim Wschodzie.

Wysiłki prawdopodobnie się powiodły, bo urzędnicy irańscy przyznają dla Reutersa, że planów reakcji w odpowiedzi Izraelowi - nie ma. Jeszcze w piątek kraje świata wezwały do natychmiastowej deeskalacji na Bliskim Wschodzie. Bezwzględnie konieczne jest, aby region pozostał stabilny i aby wszystkie strony powstrzymały się od dalszych działań - stwierdziła szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Podobne komunikaty nadeszły także z Pekinu i państw arabskich w regionie.

Nie wszyscy jednak są zadowoleni z minimalnego ataku, dokonanego przez Izrael. "Słabo" - skomentował dzisiejsze wydarzenia izraelski minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben Gwir. W izraelskim rządzie istnieje silna grupa, skłonna podjąć ryzyko konfrontacji z Iranem, a pozycja premiera Benjamina Netanjahu nie jest zbyt solidna.

Władze Izraela od kilku dni informowały o planowanym ataku odwetowym na Iran. Wydawało się, że oba kraje zmierzają w kierunku bezpośredniej konfrontacji. Do 1 kwietnia konflikt między oboma wrogimi krajami nazywano "wojną cieni". Na początku kwietnia sił izraelskie przypuściły atak na konsulat w Damaszku, gdzie zginęło 7 wysokich rangą wojskowych Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Iran odpowiedział łamiąc kolejne tabu - i 13 kwietnia przypuścił zmasowane uderzenie z powietrza na kilka celów w Izraelu.